sobota, 27 kwietnia 2013

Jestem. Wróciłam. Od tygodnia oswajam się z monotonną rzeczywistością i zaległościami. Miało być wyjątkowo ciężko, a jest w sumie spokojnie, bez problemu zaliczam sprawdziany i odpisuję zeszyty. Co prawda niełatwo jest wytrzymać na lekcjach, ale staram się jak mogę. W końcu zostały tylko dwa miesiące do końca, a i maj zleci w mgnieniu oka. Załapałam się na wolontariat na Festiwalu Filmowym Cropp Kultowe i od majówki wracam do pracy. Nie wiem jakim cudem, ale kwiecień się kończy, a ja nadal jestem w lutym! Co się dzieje?!

Zagraliśmy w Korezie. Może to nie był mój pierwszy raz na scenie, bo kiedyś występowałam w Kinesisie, ale to niewielkie doświadczenie niewiele dało. Wyjścia na deski nie ułatwiło!
Przede wszystkim bardzo się stresowałam. Jednak dostawać po twarzy i histeryzować przed wszystkimi znajomymi nie jest łatwo. A i na dodatek niejednokrotnie się pomyliliśmy, więc nerwy tylko się mnożyły, rosły w oczach.
Ostatecznie chyba wszystko się udało, oklaski trwały dłuższą chwilę :) Mamy nie zaskoczyłam, bo mówi, że ma mnie taką jak na scenie każdego dnia. Mama to jednak mama!

Od razu, na drugi dzień po Korezie i jedynych 5 godzinach snu pojechaliśmy do Warszawy. Nasza grupa została zaproszona przez Instytut Cervantesa, żeby wystąpic wraz z grupami z warszawskich oddziałów dwujęzycznych.
I chyba właśnie wtedy zagraliśmy najlepiej. Publicznośc była rewelacyjna, w znaczącej części hiszpańska, więc rozumiała wszechobecną w sztuce grę słów.
Bardzo polubiłam taką Warszawę, tym bardziej, że poznałyśmy świetne dziewczyny z Cervantesa, które stawały na głowie, żeby nas ściągnąc do stolicy i zorganizowac nasz wolny czas. Przygodom oczywiście nie było końca! Tym razem nasza Juani zepsuła sobie okulary :) Odkryłam swoje ulubione pączki na Starym Mieście( z rozpływającym się toffi na ciepło, coś niesamowitego! ) oraz najlepsze naleśniki ze szpinakiem na świecie! Jedzenie jak zwykle najważniejsze.
Jako że wyjazd zbiegł z się z rocznicą 10 Kwietnia, to i polskiego absurdu i skrajności się najadłam. Zebrałam flagą biało- czerwoną po twarzy. Nigdy więcej.
Wyjazd zakończyliśmy w Instytucie Nauki im. Mikołaja Kopernika i KFC (jedzenie, wiadomo o co chodzi). Rozkochałam w sobie robota i dowiedziałam się, że cząsteczki w gazach krążą! :) Nieraz i nie dwa popłakałam się ze śmiechu! :)

Po dwóch dniach w Warszawie mieliśmy dwa dni wolnego przed wyjazdem na Słowację. Trochę odpoczęłam, odespałam, poplotkowałam z mamą i spakowałam torbę, kolejny raz w tym roku :)
W niedzielę wyjechaliśmy na najlepiej wspominany przeze mnie wyjazd z grupą :)
Tegoroczny, XX Międzynarodowy Przegląd Teatrów w Języku Hiszpańskim odbywał się w Koszycach, Europejskiej Stolicy Kultury :)
Miejscowość przepiękna, jak zwykle zakochałam się w wąskich uliczkach i kolorowych kamienicach. Po raz pierwszy chciałam wszystko, absolutnie wszystko zatrzymać na fotografiach, a i tak wydaje mi się, że niewiele z tego piękna uchwyciłam.
Hiszpańskiego było niesamowicie dużo. Właściwie przez cały czas rozmawialiśmy po hiszpańsku, chyba nigdy Polacy i Rosjanie tak dobrze się nie dogadywali w obcym języku:) Znowu pojawiła się ta ogromna radość z mówienia, z dogadywania się i śmiania po hiszpańsku. Znowu poświęcam czas na naukę i ćwiczenia. Bardzo odpowiada mi ten stan :)
Koszyckie noce były bardzo długie i wesołe, poranki skupione na fotosyntezowaniu do drugiej kawy. Trochę przysypialiśmy na sztukach, ale strata niewielka. Na 14 przedstawień może 4 były warte uwagi.
Byliśmy na prawdziwym balecie w najpiękniejszym teatrze, jaki miałam okazję w swoim życiu odwiedzić. Przez dwie godziny bardzo prosiłam w głowie, żeby się nie skończyło i krzyczałam na mamę, bo nigdy mnie na balet nie zapisała!
Mieliśmy warsztaty teatralne, wycieczki do jaskiń, jakieś klasztory i opowieści.
Bardzo się ze sobą zżyliśmy i poznaliśmy w Koszycach, nabraliśmy ogromnego dystansu do siebie i żartów. Chyba właśnie to w tym wyjeździe było najpiękniejsze i chyba tego będzie mi do przyszłego roku bardzo brakowac.

Uwielbiam takie życie, szybkie, bez oglądania się za siebie. Cały czas do przodu, byle więcej wycisnąć z tej cytrynki :) Nastrój dopisuje, chyba zaangażowałeś się w wynagrodzenie mi nerwów i niepotrzebnych kłótni. Też Ci się to podoba, tak jak jest teraz.  No po prostu wiem i już, że też jesteś szczęśliwy.
Energii mam wystarczająco dużo, żeby dalej działać równie intensywnie.
Tęsknię często i dużo, chyba znacznie bardziej, jak jestem szczęśliwa i nie mogę zobaczyć, czy też jesteś szczęśliwy. Ale jesteś, prawda?

Kocham najmocniej na świecie!

niedziela, 7 kwietnia 2013

Tak, dobra energia w zupełności ustąpiła miejsca zmęczeniu, niechęci i okrutnej świadomości zaległości, które już za dwa tygodnie przede mną. Ruszamy w teatralną trasę koncertową. Zaczynamy we wtorek występem w katowickim Teatrze Korez. W środę wyjeżdżamy na dwa dni do Warszawy, a w niedzielę na tydzień na Słowację. Regularne odrabianie lekcji i systematyczna nauka stanie się normalnością chyba dopiero we wrześniu, niezdrowy rytm życia ucznia Konopy obecnie jest absolutnie poza moją wyobraźnią. Wcale nad tym nie rozpaczam ;)

Wielkanoc taka bez szału. Oczywiście śnieg, którego tony i kilometry sześcienne stanowczo przesadził, ale to już wszyscy wiemy.  Barszcze, jajka i kiełbaski, nerwowe nicnierobienie i standardowe filmy. Anarchii nie było, żonkile nie zakwitły.

Marcinków niezawodnie Marcinkowem. Frytki były, pierogi też. Tym razem do menu dołączyła pizza świętokrzyska, równie rewelacyjna.
Franko rośnie bardzo szybko, coraz więcej kontaktu z nim można nawiązać, wymienialiśmy uśmiechy, gadaliśmy w jego (nie)zrozumiałym języku. Miłość nieskończona!
Ale i tym razem było tak jak ostatnio. Bardzo chciałam pojechać, a na miejscu bardzo chciałam wrócić do domu.
Plan mojego życia już powstał, nic tylko listę zrobic i sobie odhaczać za kilka lat: zdanie prawa jazdy, ukończenie odpowiednich studiów, znalezienie dochodowej pracy i kochającego męża, gromadka dzieci i tak dalej, wymieniłam punkty najważniejsze. Po drodze mogę czerpac ile fabryka dała z tej przygody życia.
Nie wiem czy w doskonałym planie przewidziano rok w Azji, ale podróżowanie jest moim największym marzeniem i choćbym miała stać na głowie przez tydzień- wyjadę.
Przewartościuje wszystko i wrócę zupełnie inna. Chyba tylko w ten sposób mogę stac się taką osobą, jaką chcę być.

Masz dla mnie jakieś niespodzianki? Może jakieś nowości? Posłuchałabym i pogadała, monotonia obecnych tematów mnie zabija. A może masz dla mnie lepszy plan? Ten mnie nie zachwyca, niestety dla wszystkich swojego własnego i dokładnego jeszcze nie mam. To takie właściwe, zaplanować wszystko na najbliższe 10 lat i czuc w powietrzu jakąs tykającą bombę, bo pewnie taka jest. Tylko czekać i planować. Coś o tym wiesz, tak sądzę.

Trzymaj kciuki za moje wszystko, chyba o to możesz się postarać?



Kocham!