wtorek, 23 grudnia 2014

Wytrwałam. Od paru dni odpoczywam, odsypiam, przez chwilę nie robię absolutnie nic. Z pewnością za dwa tygodnie wyrzuty sumienia mi o tym przypomną, ale zasłużyłam. Za kilka dni wrócę do nauki, do książek i do dramatyzowania. Najpierw muszę nabrać energii i kilogramów:)

Mama gotuje, rządzi w kuchni i krzyczy na nas, że nie potrafimy nic sami zrobić. Zrobiliśmy, jeszcze więcej zamieszania i krzyku:) I pomagamy, jak tylko możemy! Robimy ozdoby z pomarańczy i cynamonu, ale jakoś nie potrafimy dobrze plasterków wysuszyć. Ale pachnie, bardzo ładnie, intensywnie, wszędzie. Kapustą, grzybami i wywarami. Szperam jej po garach, jak Ty kiedyś. Zrobiłam sałatkę jarzynową, również jak Ty. Dobrze nam, gdy tak wspominamy. Nawet znalazłyśmy przedłużacz. No, mama znalazła. Choinka świeci! :) Uwielbiam święta, najbardziej na świecie.

Bridget Jones przygotowana. Love Actually również. Kevina dostarczy nam telewizja:)

Tato Tato, życzę Ci dużo radości i szczęścia. Najedz się z nami do bólu(bo ja z pewnością tak zrobię:)) Odpocznij, tak jak my. Naciesz się nami. Pozostaw głupotę bez komentarza, my wiemy z mamą, że lepiej już nie będzie. Tęsknie za Tobą strasznie, w grudniu najmocniej w roku. Ale jesteś, nie bądź mięczakiem.

Dzisiaj podsumuję ten rok.

Kocham!

sobota, 22 listopada 2014

Listopad faktycznie zapowiadał się jak miesiąc złożony z 30 poniedziałków, pozbawiony słońca, weekendów i drobnych przyjemności. Poniekąd tak jest, nie mam już kolorowych liści na lipach za oknem. Teraz tylko puste gałęzie. Żadna przyjemność z podglądania życia ulicy. Szkoda!

Weekendy pozostały na swoim miejscu, nie pozwoliłam ich sobie odebrać. Są powtarzalne i schematyczne, ale nie mam nic przeciwko tej przewidywalności. W piątki jestem mała i głupiutka, jednak najchętniej w sukience i w rozpuszczonych włosach. Mogłabym nie przestawać się przytulać
W soboty od rana uczę się angielskiego, i chociaż cierpię za każdym razem wstając o 8:00 rano po kilku godzinach snu, zwlekam się z łóżka, piję kawę i podejmuję wyzwanie.

Wieczorami przeżywam cotygodniowe zderzenie z rzeczywistością, którego nie mogę uniknąć, gdy stoję do 2 w nocy za barem. Jeszcze nie wiem, co zrobię z tymi historiami i anegdotami, których słucham jako kat i złoczyńca, dolewając rozwiedzionym/skrzywdzonym/tęskniącym/porzuconym czterdziestu mililitrów procentów do kieliszka, ale czuję, że prędzej czy później zostaną przeze mnie wykorzystane. Często wracając w nocy do domu zastanawiam się nad ludźmi, nad jednocześnie przeróżną i podobną do siebie codziennością nieznających się osób. (nie)uświadamiam sobie czo to życie tak na prawdę jest i zastanawiam się, kim będę za tych parę lat, po drugiej stronie baru, o określonej godzinie. Wyobrażam sobie siebie na ich miejscu. Pytam jakie będą okoliczności i środki łagodzące, kto będzie ze mną, gdzie będzie mój dom. Może czuję się przez te wszystkie przemyślenia i opowieści dojrzalsza. Z pewnością dlatego nie tupię nóżkami i nie czekam na tę dorosłość, której zapowiadany upadek parę razy widziałam.

Niedziele są pełne frustracji, nerwów i obwiniania samej siebie. Że za mało robię, za długo się zabieram, że sobie nie poradzę. Co tydzień, przez godzinę po prostu muszę się nad sobą poużalać i ponarzekać, popieścić ból istnienia i ułatwić jesiennemu przesileniu przejęcie kontroli. Całe szczęście, że są poniedziałki, które sprowadzają mnie na Ziemię!

Tak to właśnie leci, sto razy za szybko. Weekendy mijają w mgnieniu oka, tygodnie w szkole, z przepełnionymi nauką popołudniami jeszcze szybciej. Pozostają drobne przyjemności, które są tylko moje, wyłącznie dla mnie. Śmiech do łez, pyszne puste kalorie, trzydzieści minut biegania i kolejne trzydzieści uspokajania nieprzyzwyczajonego oddechu i pozbawionego kondycji ciała. Ulubione teledyski, pisarze i obrazy. Filmy (zawsze znajduję pretekst, żeby ponownie obejrzeć ukochane "Między Słowami") i książki, krótkie opowiadania. Plotkowanie, przyjaciółki. Najwyższy czas na grzane piwo.
Śmieszna mama też jest przyjemnością, najbardziej gdy jest pełna dystansu do samej siebie, mniej już, gdy wyraża swoje załamanie naszą skandaliczną postawą. Zawsze przygotowana do wygłoszenia kazania na temat sprzątania, kurzu na moich szafkach, bałaganu w szafie i syfu z malarią. To najważniejsze!


Jesteś częścią tego szaleństwa?

Kocham.

 

środa, 12 listopada 2014

Mieści Ci się w głowie, że to już sześć lat? W mojej się nie mieści, nie wiem jak to możliwe. I żyjemy, biegamy, latamy, uciekamy, popełniamy błędy, przepraszamy i prosimy. Walczymy ze sobą, kręcimy nosami, warczymy pod nosem. Podejmujemy trudne decyzje. Jak musimy, stajemy na głowie.
Ja się przede wszystkim boję i próbuję dorosnąć.

Piękną stworzyłyśmy drużynę. Silnie stoimy na nogach, wzajemnie sprowadzamy się na ziemię. Jestem z nas dumna. Ciebie coraz rzadziej obwiniam, szeroko się uśmiecham, gdy oglądam nasze zdjęcia. Mikołaj staje się mężczyzną, na którym za parę lat mama będzie mogła polegać. Do tej pory ja ich popilnuję.

Ciągle jednak tęsknie tak samo. Najbardziej w momentach, gdy jest tylko mama.
To się nie zmieni, prawda?

Kocham.

niedziela, 12 października 2014

Co u mnie? Chciałabym, żeby już było po.

Czuje się, jakby minęło co najmniej pół roku od wakacji. Mam w głowie środek zimy, wielkie zaspy, ciepły szalik i poranne korki w przepełnionym 37. I to nie jest dobry stan umysłu, to jest ten stan, którego tak jak zimy nienawidzę, i od którego nie umiem się uwolnić. W tym roku szybko poszło, sprawnie.
Tak. Bardzo się boje. Nie mam czasu na nic, nie umiem się zorganizować, nie umiem odpoczywać, sny też mam coraz częściej okropne.
Denerwuje się, codziennie. Koło się zamyka. Za dużo myślę, analizuję, rezygnuję z wielu rzeczy, trochę też odpuszczam. I nadal nie mam w tym wszystkim nic dla mnie i tylko mnie. Jest tak już parę lat, nie bez przypadku prawie sześć. Długo, prawda?  Mam za dużo na mojej małej głowie. I nie radzę sobie, sama ze sobą i ze stresem.

Tak. Strasznie Cię o to wszystko obwiniam. Po prostu mnie tu zostawiłeś, małą pogubioną. Zorganizowałeś w ten sposób szybkie dojrzewanie, kurs dorastania, przygotowanie do życia w rodzinie i do bycia mamą, do robienia wszystkiego. I po co mi to wszystko? Nie czuje się przez tą śmieszną dorosłość wyjątkowo czy lepiej.

Tak. Czasami jestem bardzo szczęśliwa. Bardzobardzo.

Kocham Cię.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Moje najwspanialsze wakacje dobiegają końca. Z ręką na sercu, takie właśnie były.
Pozwalam rzeczywistości przejąć kontrolę nad moją niekończącą się zabawą, dlatego też dzisiaj panikuję. Szukałam studiów, szukałam korków. Nie wiem co i nie wiem gdzie. Mógłby ktoś za mnie podjąć te wszystkie decyzje. Chyba mogłabym się dostosować. Za wcześnie na to wszystko. Nie mam ochoty i nie jestem gotowa. Nie mówię nawet o zmianach zdania, które już co tydzień, od września. Tak właśnie będzie.
Ale nadal mam energię, którą zostałam obdarowana w te wakacje. Jestem mimo wszystko spokojna, gdzieś głęboko w sobie wierzę, że wszystko się uda i będzie dobrze, że jak już podejmę decyzje, to będą one właściwe. Tak właśnie będzie.

Wróciłam wczoraj z Wrocławia. Zakochałam się we Wrocławiu. Był przepiękny, doskonały, słoneczny (w sam raz na ostatnie sukienki w sezonie), uprzejmy, spokojny. Przede wszystkim spontaniczny, jak wszystko od czerwca. I to tyle o Wrocławiu, więcej nie chcę opowiadać. To co powinieneś wiedzieć, wiesz :)

Kocham Cię.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Wakacje są najwspanialsze. Mikołaj tak powiedział w Turcji i jakoś się przyjęło. Miałam już odpuścić wojaże, miałam siedzieć w domu, czytać książki i pracować. Spontanicznie, bez jakiegokolwiek planowania pojechałam na Woodstock. Znowu wszystkie fundamenty, światopoglądy i opinie wzięły w łeb. Kolejny raz musiałam sobie wszystko poukładać w głowie, naładowana energią, którą chłonęłam od ludzi i radością, która towarzyszyła nam na koncertach Ska-p i Manu Chao.

Jak było? Idealnie. Organizacyjnie Woodstock przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Nie brakowało niczego. Co prawda wszędzie było daleko, ale staraliśmy się nie narzekać na pierdoły ;) Poznałam niezwykłych ludzi, właściwie weteranów corocznej, sierpniowej batalii. Godzinami opowiadali nam historie sprzed wielu lat. Nie potrzebowałam snu. Wystarczyły trzy godziny. Nie miałam na to czasu. Starałam się zapamiętać jak najwięcej, ale cały czas dowiaduje się czegoś nowego.
Dojechałam dopiero na koncert Ska-P, ale to wystarczyło w piątkowy wieczór. Nie miałam okazji porozmawiać po Polsku, cały czas Hiszpanie albo Latynosi (nierzadko płaczący ze szczęścia). Zrobiłam niespodziankę znajomym, dlatego przez chwilę nosili mnie na rękach. Przecież miało mnie tam nie być.
Siedzieliśmy do rana. W sobotę robiłam wszystko, co mogłam, żeby zrobić jak najwięcej :) Był ryż u Kryszny na śniadanie, były obrzydliwe gofry, był zalany pięcioma litrami wody telefon (dzielna bestia ożyła w niedzielę nad ranem), było słońce i szukanie cienia. Były promocje i guma do żucia w japonkach. Śmiech do bólu, omijanie toitoi, free hugsy. Była wszechobecna tolerancja i akceptacja. Peace&Love funkcjonowało. Chyba drugi i ostatni raz podczas tegorocznych wakacji. Następne już za rok!:)
Manu Chao porwał 750 tysięcy ludzi. Oszaleliśmy. Skakaliśmy przez dwie godziny, wykorzystując ostatnie pokłady głęboko skrywanej energii( nie wiem skąd się wzięła, jestem pełna podziwu). Byłam na fali, nie mogło mnie na niej zabraknąć.
I do dzisiaj, a minęło już parę dni, jestem pełna tego wszystkiego. Radości, szczęścia, uśmiechu. Mam najwspanialsze wakacje.

Mama jest chyba gotowa na wszystko. Przeżyła to. Z bólem serca i ogromnym strachem. Martwiła się, pewnie mało spała i schudła. Dawno się nie widziałyśmy, bo była nad morzem, a teraz jest u babci. Ale już niedługo! Zaraz!

Oczyszczam się, prawie jak weganka. Sierpień właśnie taki będzie. Zdrowy, na rukoli i słoneczniku.

I nie wiem, czy umiem Ci opowiedzieć jak bardzo jestem szczęśliwa, ale jestem. Widzisz, wiesz. Ślepy nie jesteś, tylko trochę mało się odzywasz. Nie mógłbyś mnie pewnie słuchać, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Bielicką nadal jestem, odkąd pamiętam.

Jestem gotowa na ten przyszły rok. Mogę podejmować decyzje, mogę się wyprowadzać, mogę zdawać maturę i mogę zrobić wszystko, żeby wyszło jak najlepiej. Podejmuję wyzwanie i w tym roku Konopnickiej się nie dam. Przetrwam to bez depresji, krzyku i rozpaczy. Jest ten optymizm. Dużo jest.

Kocham Cię strasznie. Trzymaj za mnie kciuki.

wtorek, 22 lipca 2014

Kolano się zagoiło. Lipiec pomału dobiega końca. Robię wszystko, żeby nie myśleć, że połowa wakacji już za mną.

JAROCIN BYŁ. Byłam. Dałam radę przegadać mamę w długich rozmowach o wyjeździe, trochę nie miała wyjścia i się zgodziła. A ja przez ostatnie cztery dni byłam małym brudaskiem, najszczęśliwszym na świecie. Znowu uwierzyłam w ludzi, peace and love istniało naprawdę. Było. O każdej porze dnia i nocy. Mogłam wszystko, skakałam, śpiewałam, krzyczałam, bawiłam się. I zawsze był ktoś, kto przybijał mi piątkę i uśmiechał się. Przeżyłam w morzu testosteronu. Poznałam niezwykłych ludzi. Od wczoraj układam sobie to wszystko w głowie . A jest to niemałe wyzwanie dla małej blondynki!  Zabiorę tam kiedyś moje dzieci. Najmłodsi festiwalowicze zachwycali!!!
Chyba nie umiem wybrać najlepszego koncertu. Grabaż i jego trzydziestolecie nie powaliło, ale zaproszona Nosowska jak zwykle wycisnęła ze mnie morze łez. A fali na raissie nie zapomnę nigdy. Indios Bravos kochane, nie słyszałam ich od bardzo dawna. Nowe Sytuacje ponownie rozkochały mnie w Tymonie i pozwoliły po raz kolejny odkryć Republikę. Czesław rozbawił, jak zwykle;) Matisyahu porwał miłością i radością, które podkreślił rzucając się na falę i zapraszając ludzi na scenę. Jego koncert okazał się moim wielkim odkryciem. I po raz pierwszy byłam na dobrym koncercie Comy. Wszystko grało, pierwsza płyta, akustyka, scena. Kult, który zamykał festiwal, zagrał doskonale. Piękne piosenki, przede wszystkim moje ukochane '6 lat później', tak rzadko śpiewane na koncertach. Jak zwykle przez Ciebie, płakałam na 'zegarmistrzu'. No nie umiem inaczej.  Skakałam jak nigdy, w największym młynie, z nieskończonymi pokładami energii. Dopiero wczoraj wieczorem zaczęłam odczuwać potworny ból ciała oraz siniaki. Nikt na Jarocin nie pojechał dla przyjemności!
Wróciłam z bólem. Dzisiaj tęsknie za kwitnącym jeziorem, w którym zażywałam higieny. Za zapiekankami za 5 złotych i rozcieńczonym piwem. Za wschodem słońca nad polem namiotowym i rzędem toi toi. Za upałem budzącym każdego dnia o 7 rano i strażakami, którzy ratowali nas przed przegrzaniem. Za umywalkami, które bywały centrum miasteczka festiwalowego. Za rozmowami, śmiechem. Za Biedronką, która sponsorowała nasze najlepsze śniadania na trawie. Za ludźmi, za bałaganem, za wielką wolnością i poczuciem, że mogę co tylko chcę. Wrócę tam jeszcze nieraz.

Więc wracam do rzeczywistości. Cała i zdrowa. Niekoniecznie wypoczęta, ale naładowana energią. Widzisz? Jednak jestem troszkę odpowiedzialna. Sprawdziłam sama siebie. Jestem dumna. I Ty też jesteś! Mama jest!

Kocham!

piątek, 27 czerwca 2014

Już się uspokoiłam. Poniedziałek ważył tonę, nie dałam sobie z nim rady. Przerósł mnie. Dzisiaj odebrałam świadectwo. Mama mówi, że okropne. Ja się cieszę, że mam ten rok za sobą. Był najokropniejszy, najtrudniejszy, najcięższy. Przez najbliższe dwa miesiące pozwolę sobie jeszcze nie myśleć o maturze. Co prawda, dużo o niej mówią, ale jeszcze chwila, jeszcze moment.

Z okazji pierwszego dnia wakacji mogę mówić o Turcji. Była ciepła, słoneczna. Grzała przez tydzień. W porównaniu z Polską, mamy teraz niezłą jesień. Najgorszą. Ciągle zimno. Leżałyśmy całymi dniami. Pochłaniałyśmy nieziemskie ilości pysznego jedzenia. Od rana do wieczora. Niektórzy czytali poważne artykuły o polityce międzynarodowej. Nie mogę już patrzeć na gazety. Pływaliśmy w basenie, Mikołaj foczka mniejsza, mama foczka większa. Ja szproteczka. Ktoś musi!
Odpoczęliśmy, śmialiśmy się, nadrobiliśmy niedospane i nieprzespane noce. Spędziliśmy ze sobą dużo czasu przed wakacyjnym mijaniem się w domu. Cytując Mikołaja: NAJWSPANIALSZE WAKACJE!DSC01483 DSC01484 DSC01490 DSC01503 DSC01521 DSC01561

KOCHAM!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Może właśnie stąd dzisiaj biorą się moje wszystkie frustracje i nerwy? Dzielnie unikałam analizowania tego tematu od rana. Między pracą a pracą pozbyłam się wolnego czasu przeznaczanego na myślenie. Z lepszym, bądź gorszym skutkiem. Częściej użalam się nad bólem nogi niż robię coś sensownego. Teraz też nie do końca umiem poświęcić ten czas Tobie. Tym razem nie jestem zła. Jest mi po prostu przykro,  bo to kolejny raz, kiedy chciałabym z Tobą porozmawiać. Może gdybyśmy rozmawiali wiedziałabym lepiej, co jest dla mnie dobre, a co nie. Nie popełniałabym błędów, które popełniam bez przerwy.
Tak, ja jako dziewiętnastolatka, i Ty, jako szpakowaty Tata w kryzysowym wieku kryzysu wieku średniego dogadalibyśmy się. Ba, oglądalibyśmy razem mecze. Co prawda nie wiem komu moglibyśmy razem kibicować, ale jakiś złoty środek pewnie by się znalazł.
Wszystkiego najlepszego. Sobie życzę, żebyś wrócił. Z okazji Dnia Ojca.

Chciałam Ci opowiedzieć o Turcji, ale zrobię to innym razem. Nie mam dzisiaj na te historie siły, nastroju i ochoty. Wracam do mojego użalania nad nogą i pryszniców wody utlenionej.

Kocham Cię.

piątek, 30 maja 2014

Maj, zarówno jako synonim rewolucji oraz miesiąc dobiega końca. Nijak mi z tym, że za dwa dni czerwiec. Uwielbiam ten maj. Jestem w nim w stu procentach, w każdej chwili. Mam miliony pomysłów, energię, której nie nadużywam w szkole. Mam ochotę, nadzieje, uśmiech, czas. Jest wszystko, czego potrzebuje.

Są coroczne juwenalia. Pogoda nie dopisuje. Dzisiaj zamarznę, jutro będzie mi wszystko jedno. Porządek fabularny zostanie zachowany. Tradycja będzie podtrzymana.

W poniedziałek jedziemy na wycieczkę. Pierwszą ostatnią prawdziwą trzydniową wycieczkę w góry, po których nie będziemy chodzić.
Za tydzień uciekamy z mamą i Mikołajem do Turcji. Odpoczywać, grzać się, opalać, kąpać i jeść. Ja zamierzam też coś poczytać, ale nie wiem czy w takim składzie jest to w ogóle możliwe.. Rok temu się nie udało, a lektury ambitne spakowałam.

Zostańmy w tym optymizmie. Bez remontów, huków w bloku, rozwalania ścian. Zostańmy w umysłowym maju, chęci na wszystko, uśmiechu od ucha do ucha. Zostańmy na koncercie, w takiej atmosferze. Jedź z nami na wakacje, na niekończące się jedzenie, frytki, ciastka i kawę. Na plażę, basen, leżak. Na ciepły piasek i oparzone ciała.
Kocham Cię

środa, 7 maja 2014

Maj taki niemajowy. Zawsze było w nim pełno słońca, krótkich sukienek i długich, wieczornych spacerów. Teraz jakoś inaczej, trochę szaro, mimo że kasztany zakwitły.
Za mało słońca, za dużo gadania o maturze, którą napiszę dopiero za rok. Dużo połamanych serc i rozwodów. Zmian. Tych na lepsze, jak i tych na gorsze.

Ja też się rozstałam. Tak zadecydowałam i tak poszłam swoją ścieżką. Znowu zachowałam się jak kot. Znowu zachowałam się tak samo. Historie zawsze zataczają koła, rzeki się nie zmieniają. Trochę do tego wniosku dochodziłam. Nigdy nie jest łatwo.

Dlatego może ten maj taki niełatwy. Wszyscy dookoła panikują, martwią się, rządzą. A ja nadal jak ten kot, moją ścieżką. Nie do końca wiem dokąd prowadzi, bo szczerze mówiąc, nie chcę o tym wiedzieć, ale inną nie zamierzam maszerować. Jest kręta i stroma, pod górkę. Żebym nie spadła, proszę.

Nie wiem, czy się boję. Chyba nie. Bardziej nie, niż tak. Jest mój optymizm, jest mój wiatr, są pomysły i jakaś taka wiara. Dużo wiary. Wiem, że we mnie wierzysz.

Kocham Cię.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Świętujemy, leżakujemy. Jest nam cudownie. Sen dzisiaj uzupełniłam, wygrzebałam się o 13:30 z łóżka. Trzy nieprzespane noce za barem dały mi w kość.. Ale czego się nie robi ;)

Kwiecień mnie rozpieszcza. Dużo wolnego, dużo zabawy, dużo kwiatków, które dostaję i gubię. Słońce też prawie cały czas obecne. Mam ten mój nastrój, który uwielbiam. Więcej się uśmiecham, mniej złoszczę. W końcu tak jest. Mam nadzieję, że nie wyczerpałam limitu sukcesów na ten rok..  Że to dopiero początek tego dobrego.

Pomysły w głowie się mnożą. Nie wiem jakie będą wakacje, ale chyba bardzo spontaniczne. Życie jakie będzie, też nie wiem, bo zmieniam często zdanie. Dobrze mi z taką spontanicznością, bez planowania. Nie lubię planować i nie chcę tego robić. Trochę carpe diem, no może trochę mniej.

A Ty znowu Twoją nieobecnością dajesz znać. Nie ryzykowałam dzisiaj oblewania mamy, jakaś taka niezadowolona jest od rana. Zaryzykuję wieczorem.

Kocham Cię.

sobota, 5 kwietnia 2014

Może to trochę za wcześnie, żeby powiedzieć, że wróciłam do starej siebie. Od trzech tygodni mniej płaczę. Nawyk rzucania książkami i niewyrażania się pod nosem jednak pozostał. Jednak mam wewnątrz takie uczucie towarzyszące wielkim sukcesom. Może to jakaś duma, zwykła radość albo krok do przodu zamiast dziesięciu wstecz. Może to w końcu odrodzenie optymizmu, powrót uśmiechu, branie garściami. Kolejna wiosna, ale ta tegoroczna najpiękniejsza.

Rozum dochodzi do głosu, triumf umysłu. Ciekawe na jak długo.. Chyba, że to taki niemądry czas, jeśli tak to w ogóle nic nie mówię.

Wykrzyczałam ostatnio tą moją pustkę. Nie wiem, czy poczułam się dzięki temu lepiej. Pustka niezmiennie taka sama, na swoim miejscu, schowana tam, gdzie chyba nikt jej nie widzi. Nie dochodzi do głosu, chyba lepiej mi się milczy na ten temat. Tęsknie, nie wiesz jak bardzo.

Mama jest inżynierem, ja jestem pomocnikiem inżyniera. Lanie piwa służy, ręce coraz silniejsze! Kabinę rozmontować potrafimy. Jesteśmy niezależne i niezawodne. Duma mnie rozpierała, jak tak Beacie się udało uporać z zalaną łazienką! Mistrzyni!!!

Ruszam dalej, nieźle mi idzie tymi małymi krokami, prawda?

Kocham Cię!

czwartek, 6 marca 2014

Osiągnęłam szczyt. Nienawiści, frustracji, rozczarowania, niechęci, złości i braku motywacji. Ciebie nienawiść też nie ominęła, jako że zostawiłeś mnie z tym wszystkim samą. Myślę, że gdybyśmy się teraz spotkali, przede wszystkim wrzeszczałabym na Ciebie. Przez to wszystko z czym sobie nie radzę, przez ten brak szacunku, którego w domu jest tak dużo, przez to, czego nie chcę słuchać i co zostaje w mojej głowie tak długo.
Nie umiem się skupić, nie umiem w szkole i nie umiem w domu. Łzy się leją strumieniami, O przyszłości znowu nie chcę myśleć, bo jej po prostu nie widzę. Boli mnie, że nie umiem się cieszyć, że nie ma tego pozytywu, że nie ma tej mnie, którą tak bardzo lubię i której tak bardzo mi brakuje. A Ty się tylko gapisz. Jak ja każdego dnia w autobusach na ludzi, których nie znam i wcale nie chcę znać. Tak dużo we mnie tej nienawiści. Nie wyobrażasz sobie jak dużo.
Nie mam już siły na bycie bezsilną. Powróciłam do stanu sprzed grudnia.  Jest w tym całym moim wewnętrznym dramacie jakiś sukces, dałam radę przez 4 miesiące. Powinieneś pogratulować mi wytrwałości. Nic ostatnio tak bardzo mi się nie udało!
Ciekawe, czy to kiedyś minie. Czy wrócę w moje chmury, w których wszystko mogę, wszystko potrafię i wszystko się udaje. To wszystko tak bardzo Twoja wina. Powinieneś się męczyć razem ze mną. Chociaż prędzej czy poźniej nie dałbyś rady. Myślę, że to już dekadentyzm z mojej strony, jeśli przestaję wierzyć w Ciebie i w to, że trochę jesteś, pomimo, że Cię nie ma.

Więc po co mi to wszystko? Ja już odpadam, wymiękam, mam dosyć bólu i pełzającej po dnie samooceny. Zabrałeś ze sobą dawno temu to co miałam. To co bezinteresownie mi dawałeś.

Jestem taka zła, że nie napiszę, że Cię kocham. Dzisiaj Cię nie kocham. Wiesz komu możesz za to wszystko podziękować. Doskonale wiesz.

środa, 12 lutego 2014

Zleciało, znowu mi bardzo szybko uciekło, na odpoczywaniu, na czytaniu, na oglądaniu i nicnierobieniu w pełnym tego słowa znaczeniu. Na przyjemnościach, takich jak nocne frytki w katowickim Pokrzep Się. Na basenowym rozrabianiu, takim jak w wakacje. Na filmach, wyłącznie bardzo dobrych. Na późnym chodzeniu spać i wstawaniu na obiad.

Po tygodniu od kolejnego, ciężkiego powrotu do szkoły nawet daję radę. Ze wzlotami i upadkami. Więcej tych pierwszych. Jest jakieś zaangażowanie, są jakieś ambicje, jest kilka godzin snu na dobę. Jeszcze mi to wystarcza. Najgorszej, że do Wielkanocy zmieni się tylko krajobraz, z zimowego na wiosenny.
Ale jak nie ja, to kto?

Znowu dorastanie i jaskółczy niepokój. Rozmowy o dorastaniu i wspieraniu. Wielkie frustracje i niemoc w przekazaniu tego co myślę. Jak już mnie to wszystko ogarnia, staję się mała, nieszczęśliwa, zagubiona i zbulwersowana. W apogeum jednak J. wszystko rozumie. Zdolny chłopiec :)

Urodziny będę wspominać :) Prezenty piękne, noc szalona. Poranek niełatwy, dzień następny bardzo, bardzo długi.
Wyobrażasz sobie, że Twoja córka ma już 19 lat? To wcale nie brzmi tak beztrosko jak 18 czy 17! 19 jest synonimem odpowiedzialności, dojrzałości, stabilności emocjonalnej, ambicji, wewnętrznego opanowania i wytrwałości. Hahahaha, ciekawe jak?

No i nie ma Cię, kolejne urodziny i kolejny rok zaczął się, nawet zdążył się rozpędzić bez Ciebie. Skręca mnie w środku od tego tęsknienia. Skręca jak cholera.
Kocham Cię.

niedziela, 19 stycznia 2014

Nigdy nie zrozumiem dlaczego województwo świętokrzyskie przeżywa i świętuje imieniny bardziej od urodzin. To nie ma sensu, logiki.

Wszystkiego najlepszego, gwoli sielskiej tradycji!

Kocham!

czwartek, 16 stycznia 2014

Już ferie, już jutro o tej porze odprężę się w kinie i spokojnie, głęboko odetchnę na myśl o wolnych dwóch tygodniach. Dzisiaj w zasadzie robię wszystko, żeby do szkoły nie zrobić nic, ale myślę że to nic złego ;)
Przetrwałam wyjątkowo upierdliwe i męczące tygodnie, które od świąt dłużyły się w nieskończoność. Myślę również, że to najwyższa pora, żeby zacząć jakiś nowy serial. Od Dextera unikałam tego jak mogłam, bo wszystkie popołudnia spędzałam na kilku odcinkach..

Byłam na Studniówce! Jako osoba towarzysząca, jako dziewczyna, jako miłość, jako tańce do rana, jako ból nóg i jako ryba/kula dyskotekowa/ syrena do góry nogami. Interpretacja jest dowolna, wszystko zawdzięczam sukience :)
Jedna z magicznych nocy, które będę wspominała do końca życia rozpoczęła się dla mnie pięknym bukietem róż i szampanem. Tak, J. jest ostatnim prawdziwym romantykiem naszego pokolenia. W innych nie uwierzę, wiem co mam! :)
Później były polonezy, tegoroczne nie dla mnie.Cudowne i wzruszające, bo wszyscy przyjaciele na czele z J. wydreptali do Kilara wszystko tak jak trzeba, nawet się uśmiechali, albo puszczali oko!
Później jedliśmy, za dużo jedliśmy. Żołądki przeciwstawiały się jakiemukolwiek tańczeniu.. Ale jak już zaczęliśmy wywijać, tak skończyliśmy jako ostatni. To ten gen- ma go mama, ma go Ilona, ma go babcia. Cała rodzina go ma. Jak leci 'boso', tańczymy boso. Jak 'prawy do lewego', kręci nam się w głowach. Jak 'bałkanica', odkrywamy nieskończone pokłady energii do wykorzystania. Party gen!
Miłości było tak dużo. Wzruszałam się, śmiałam. Skakałam i wirowałam. Byłam najszczęśliwszą i najbardziej zakochaną dziewczyną na świecie! Dzisiaj też taka jestem, a już prawie tydzień minął!
Łzy szczęścia często znajdowały dla siebie miejsce w oczach. Ukrywałam je jak mogłam. Frank Sinatra zadbał o najpiękniejszy taniec w życiu, o obietnicę powtórki na środku nowojorskiej ulicy również :)

Cóż mogę dodać, lepiej mi nie było od miesięcy! To dobry czas, dobry rok. Dużo miłości i dużo szczęścia. Odliczanie do urodzin i świadomość nadejścia ostatnich 'nastych'. Walka z postępem technologicznym i próba zwycięstwa. To tęsknota przeogromna, bo nie widzisz tego wszystkiego, nie śmiejesz się z cekinów i nie otwierasz z nami szampana. Gdzie Ty się chłopaku podziewasz?

Kocham! 

środa, 1 stycznia 2014

Witam w Nowym Roku!

Wypoczęłam, najadłam się i spędziłam całe święta z mamą i Mikołajem w Katowicach. Dostałam cudowne prezenty i uzupełniłam niedobory energii, snu, filmów, biografii moich ulubionych buntowników, miłości i uśmiechu.
Chyba wszyscy potrzebowaliśmy kilku dni takiego lenistwa. Nawet mama wypoczęła! Obejrzałyśmy Ogniem i Mieczem, które zostało moim nowym, ulubionym filmem. Tradycyjnie już spędziłam wieczór wigilijny na kanapie wraz z Bridget Jones. I uwaga: gotowałam!!!
Absolutnie nie żałujemy, że tym razem zostałyśmy w domu!

Sylwester też się udał! W jednym miejscu był J. moje najlepsze przyjaciółki i masa dobrych znajomych. Lepiej być nie mogło. Fajerwerki były przepiękne, tylko smutne. Jak co roku pomyślałam o kolejnym roku bez Ciebie. Dlatego też kilka łez znalazło dla siebie miejsce w całym tym szaleństwie nocy wczorajszej.

Tym razem 1 stycznia nie uszczęśliwia mnie bólem głowy, dzięki czemu mogłam wysprzątać nasze metry kwadratowe przed powrotem mamy. Słucham od rana Trójkowego Topu Wszech Czasów. Płaczę. Raz ze szczęścia, innym razem ze smutku. Nie próbuję z tym walczyć, tylko wręcz przeciwnie pozwalam sobie na te emocje i uczucia.
Popijam czarną herbatę prosto z Indii przy zapalonych świeczkach zamierzam podsumować poprzedni, najlepszy w moim życiu rok.

Skończyłam 18 lat. Do dorosłości jednak wciąż mi daleko.
Dołączyłam do teatru hiszpańskiego i wydaje mi się, że to była największa przygoda w tym roku. Wyjazdy, występy, nowe przyjaźnie, sukcesy, Koszyce, energia!
Zdałam prawo jazdy. Do kierowcy również bardzo mi daleko.
Jak bumerang wróciłam do J. Miłość rozkwitła na nowo. I niech rozkwita dalej.
Pojechaliśmy razem nad morze. Puszczaliśmy lampiony, spędzaliśmy wieczory na plaży, marzliśmy w namiocie. Kąpaliśmy się w Bałtyku. Pokłóciliśmy się raz, tylko dlatego, że Ojciec Chrzestny wciągnął J.
Byliśmy również na Offie. I znowu energia, radość z koncertów, długie powroty do domu. A i równie piękne wspomnienia mamy z Krakowa, które zwiedziliśmy wzdłuż i wszerz niczym japońscy turyści.
Podróży zagramanicznych było 3. Egipt, Słowacja i Londyn. W tym ostatnim piękne zabytki, obrazy mojego ukochanego Van Gogha i Moneta, ból nóg i ulubione mosty.
W grudniu wygrałam z trwającą od września depresją, upadkiem optymizmu i wiary we własne możliwości. I jestem z tego niesamowicie dumna!
W żadnych postanowieniach nie wytrwałam.
Zmieniłam wakacyjną pracę. I nadal ją mam :) Słaby ze mnie barman. Ale ambitny!

Właśnie leci High Hopes Pink Floydów. Od tej piosenki ich pokochałam. Znowu się wzruszam...

Częściej byłam szczęśliwa niż smutna. Przetańczyłam niejedną noc. Bawiłam się świetnie. Zakochałam się jak głupia. Głupich pomysłów chyba miałam mniej. Nabrałam samodzielności. Wygrałam sama ze sobą.
Tak, to był dla mnie najlepszy rok.

A jaki mam pomysł na 2014?
Więcej dla zdrowia, więcej czasu dla mnie, więcej dystansu i równowagi w całym tym szaleństwie. Motywacja i wytrwałość, upór w dążeniu do celu.

Bardzo dzisiaj za Tobą tęsknię. Może to dzięki mojej ulubionej audycji w radio i tym wspaniałym piosenkom, a może przez wczorajsze fajerwerki.
Cieszę się, że udało mi się po północy dodzwonić do własnej osobistej mamy. Przeważnie w Sylwestra spała, ale tym razem bawiła się ze znajomymi na Marcinkowie.
Teraz leci November Rain. Też płaczę. Ty i mama najlepiej wiecie dlaczego.
Dam radę z tym wszystkim, choćbym miała nauczyć się stawać na głowie.
Pamiętasz jaki ten teledysk jest piękny? Z pewnością pamiętasz.

Kocham Cię najmocniej!