czwartek, 10 grudnia 2015

Jak co roku nie mogę się doczekać Świąt! Co prawda nie mam w Krakowie własnej choinki, ani nie wybrałam się jeszcze po lampki, które zawieszę przy moim łózko, ale za każdym razem przechodząc przez Rynek i Jarmark Bożonarodzeniowy uśmiecham się do siebie. Jest dużo choinek, pachnie grzańcem, pierogi już sprawdziłam, całkiem niezłe, babcia postawiła poprzeczkę najwyżej.

Cieszę się tym bardziej, bo świąteczne przygotowania mnie nie ominą. Muszę odkopać w piwnicy wszystkie ozdoby, ubrać choinkę, pomóc mamie sprzątać, zjeść dużo jedzenia prosto z garów, zanim zacznie się poszczenie(najgorsza rzecz w święta!).

Niewykluczone, że w tym całym zamieszaniu pokłócimy się z osiem razy i pozabijamy o pierdoły, pewne rzeczy pozostają niezmiennie takie same :)
Już niedługo!

Była u mnie mama z Mikołajem:) Spełniłyśmy nasze wspólne marzenie z dzieciństwa i byłyśmy na Jeziorze Łabędzim Moscow City Ballet. No przepiękne Tato! Balet, a właściwie jego brak pozostanie moją największą bolączką. Zawsze to powtarzam gdy widzę piękne baletnice, ich delikatne ruchy, doskonałe ciała . Zazdroszczę!

Ugotowałam obiad, zrobiłam grzańca, studenckie tosty także. Zderzyłam mamę z rzeczywistością, nie mam zapasu ryżu i makaronu dla wojska, podłoga czasami jest brudna, bo mężczyźni nie wiedzą, że zanim użyje się mopa, należy pozamiatać. Swoją drogą chyba osiągam szczyty cierpliwości w tej kwestii. Będę bardzo spokojną żoną! Pomału przestają mi przeszkadzać stosy naczyń w zlewie, niewyniesione śmieci. Szkoła życia.

Cieszę się, że przyjechali. Teraz ja do nich przyjadę na Boże Narodzenie!:)

Walczę z nerwami, które ostatnio wzięły. Nie pozwalam im, organizuje swój wolny czas, rysuję znaczki w ramach odstresowania, jem dobre i zdrowe śniadania( żeby się nie denerwować z głodu oczywiście, wiadomo że bywam wściekła, gdy w żołądku zaczyna ssać), dbam o siebie i doceniam drobiazgi. To mój mały wielki cel, ale staram się z całych sił. Nabrałam wielkiego optymizmu, sobota już pojutrze. Tygodnie mijają mi w mgnieniu oka, a bieżący wbrew przewidywaniom jest nadzwyczaj spokojny. Jestem szczęśliwa! Tylko czasami mi zimno jak wracam z uczelni :(

A uczelnię nawet lubię. Chyba nie pomyliłam się ze studiami, mam nadzieję że w sesji też nie będę się mylić. Wykłady są ciekawe, prowadzący wiedzą o czym mówią. Są poniekąd inspirujący, ich wiedza imponuje, chciałabym kiedyś posiadać podobną zakresem. Rodzą się cele i motywacja, warto o to powalczyć.
Za każdym razem łatwiej przyjmuję ze spokojem frustrację, która mnie prześladuje przed każdym kolokwium z chińskiego. Okazało się, że ten język jest niezwykle wymagający. Bardzo szybko zapominam znaków i muszę do nich często wracać, powtarzam. Walczę też poniekąd ze wstydem. Śmiać mi się chce jak mówię, lub co gorsza próbuję sama do siebie przed lustrem. Bawiłoby Cię to jeszcze bardziej niż mnie, jestem tego pewna gdy wspominam nasze kościelne hejty:)

I musisz mi powiedzieć czego sobie życzysz na te Święta i przyszły rok. Mam prezenty dla wszystkich. Nie wiem co Tobie mogłabym dać. Które to już święta bez czwartej osoby przy stole?

 

Kocham!

 

 

20151203_163325 20151203_130603

czwartek, 12 listopada 2015

Wbrew pozorom po tylu latach niewiele się zmienia. Jedno z miejsc przy stole niezmiennie jest Twoim miejscem. Patrząc przez okno z sypialni mamy często przypominam sobie jak wracałeś do domu, pamiętam te popołudnia bardzo dokładnie. Zawsze byłeś głodny i czekałeś, aż mama zrobi obiad.
Chodziłeś na moje wywiadówki i słuchałeś pochwał. Jak dobrze, że na studiach nie ma wywiadówek.
Byłeś najweselszy. Nawet jak chorowałeś i cierpiałeś robiłeś co mogłeś, żeby poprawić nasze wisielcze humory.
Organizowałeś soboty i niedziele. Uwielbiałam obiady w Italianie i dziwiłam się mamie, że można jeść tyle sałatek.
Uczyłeś grać w tenisa i miałeś dla mnie zawsze czas.
Tak Tato, ta pustka jest z nami cały czas, tak jak kiedyś byłeś Ty.

I teraz nie ma Cię w tak ważnych momentach. Nie ma Cię z mamą, radzi sobie sama ze wszystkim. Przede wszystkim z wyjątkowym ośmiolatkiem.
Nie ma Cię z nim, a potrzebuje Cię najbardziej z nas wszystkich.
Ze mną również Cię nie ma. A powinieneś tu być. Słuchać tego wszystkiego, prawić kazania, uczyć się ze mną zwierząt po chińsku i być przyjacielem.

Mógłbyś wrócić do domu, usiąść na Twoim miejscu. Mama zrobiłaby obiad. Nie byłoby pustki.

Kocham Cię niezmiennie mocno.

niedziela, 11 października 2015

Zatem jestem, w mieście królów. No jest przepiękne, przechodzę przez Rynek każdego dnia. Są bryczki z końmi, są lajkoniki, są obwarzanki i są mimy. Jest wszystko to, co zawsze mnie tu przyciągało.
Jest też brudne powietrze, ogromne korki, pozbawione świateł przejścia dla pieszych (ryzyko przypadkowego wejścia pod tramwaj wzrasta dziesięciokrotnie), mróz i coraz krótsze dni. Dopadła mnie jesień, a w zasadzie przesilenie. Nie zdążyłam otrząsnąć się po tegorocznych wakacjach, a mieszkam tu już trzy tygodnie. Najchętniej spędzałabym popołudnia pod kocem z wielkim kubkiem herbaty z miodem i Bridget Jones.

Początki nie były łatwe. Ba! Nadal się gubię. Najprostsza droga okazuje się wyzwaniem. Jestem jak prawdziwy turysta, nie wiem gdzie wysiąść z tramwaju, nie wiem jak wrócić.
Rozpoczęłam studia. Uczę się chińskiego. No i nie będzie lekko, bo to najtrudniejszy język. Jeszcze nie wiem jak go ugryźć, z której strony do niego podejść i jak zacząć traktować.. Ale jest nowym wyzwaniem, i chyba własnie to lubię w językach najbardziej. Poza walką z nimi trzeba walczyć ze sobą, z kryzysem, z niechęcią, czasami nawet z obrzydzeniem. Hiszpański niejednokrotnie wychodził mi bokiem, a teraz możliwość porozumiewania się w tym języku bywa największą przyjemnością! Mam nadzieję, że się nie poddam i za parę miesięcy będę pewniejsza swojego miejsca na tym kierunku.

Niezmiennie pracuję, wierna śledziom. Wśród nowych ludzi i w odrobinę innej przestrzeni. Ale myślałam, że cała ta adaptacja integracja przebiegnie trudniej. Nawet się bałam tych nowych twarzy. A tu proszę, całkiem miłe zaskoczenie.
Tylko muszę się starać i nie mogę być niemiła. W Katowicach mogłam sobie na to pozwolić częściej niż rzadziej. Teraz to nie jest takie hop siup. Nie wszyscy znają moje poczucie humoru i podejdą do tego z dystansem. Tak, uczę się cierpliwości i jestem miła dla ludzi.

Tylko sercem zostaję w Katowicach. Mam je w weekendy i wtedy jestem najszcześliwsza. Jak go nie mam, to sroga zima. Ale może dlatego te dwa dni w tygodniu są takie ważne. Wszystko jest bardziej i cieplej, milej. Więcej rzeczy doceniam i zwracam uwagę na szczegóły. Dużo zapamiętuję i odtwarzam w pamięci, żeby tego w żaden sposób nie stracić. Tak, to też kolejne wyzwanie. Tutaj chodzi o walkę ze łzami i wielką tęsknotą. Robię co mogę!

A bez mamy też nie jest łatwo. Dom stał się zupełnie innym miejscem odkąd bywam w nim raz na dwa tygodnie. Zyskał miano najpiękniejszego miejsca na Ziemi, do którego najchętniej codziennie jeździłabym na obiady. Jest pełen energii, spokoju, zrozumienia. Głośny, gotowy na każdą rozmowę.
Mikołaj rośnie w mgnieniu oka, lada moment będzie wyższy ode mnie o głowę. I pyta. Pytapytapyta. O wszystko. Czysta przyjemność, obserwowanie takiego podobnego do mnie ośmiolatka.

Więc tęsknie i próbuję się tu odnaleźć. Najpierw odnaleźć się w mojej głowie, a później w Krakowie. I nie mam pojęcia jak to zrobić. Ratuj córkę!

Kocham!

niedziela, 20 września 2015

Wrześniowy Bałtyk okazał się najpiękniejszym w życiu. Lodowaty, wietrzny, pełen głodnych mew. Ale już spokojny, posezonowy, wolny od tłumów ludzi wieczorami. Nie znałam go takiego, a tu proszę! Miłość od pierwszego, chłodnego wejrzenia.
Hel to najładniejsza część wybrzeża. Ostatnio byłam tam w fokarium na zielonej szkole, lat temu co najmniej dziesięć. Foki były takie jak wtedy. Wielkie, nieruchawe i leniwe. Ale najśmieszniejsze, słodkie :)
Gofry pyszne, najlepsze w wersji z bitą śmietaną i krówkową polewą. Codziennie dorsz i flądra, lody, frytki. Przytyłam trzy kilogramy. Jeszcze ich nie zrzuciłam :)

Więc wróciłam najszczęśliwsza. Zakochana. Pełna energii, której resztki cały czas noszę w sobie. Mam nadzieję, że wystarczy jej do przyszłego września.

To tyle, za trzy dni się wyprowadzam, jest mi z tym najtrudniej na świecie.

Kocham.

środa, 12 sierpnia 2015

Płakałam od tego całego studiowania. Że wyjeżdżam, że wyprowadzka, że zostawiam tutaj wspaniałych przyjaciół, że komu mama będzie gotować pyszne obiady, że będę sama i będę tęsknić, że sobie nie poradzę ze wszystkim. Tak, to był temat numer jeden w ubiegłym miesiącu. Teraz nie jestem pewniejsza siebie, chociaż przestałam się już użalać i zalewać łzami. Przestałam o tym myśleć, wychodzi mi całkiem nieźle. Wrócę do tematu pod koniec września wraz z przeprowadzką.

Sierpień jest najpiękniejszym miesiącem w roku. Drugi raz z kolei. Jestem nim zachwycona, najszczęśliwsza na świecie. Znowu mam te same bąbelki w brzuchu, jestem niewyspana, pełna energii i otwarta na absolutnie wszystko. Mam siłę na wszystko, chcę mieć jak najwięcej z tych wakacji. Jestem na dobrej drodze, żeby wspominać je przez najbliższych parę lat!

Przeżyłam kolejny Woodstock. Tym razem przemyślany, planowany od miesięcy. Przepiękny, z wielką ekipą znajomych. Nie zamarzłam, a to bardzo ważne, bo jednej nocy temperatura nie wynosiła więcej niż 6 stopni. Dopiero ostatniego dnia pojawił się upał, który tak dobrze pamiętam z ubiegłego roku. Muzycznie szału nie było, ale i tak się wyskakałam. Modestep zagrał świetny koncert, siniaki schodziły ze mnie przez jakiś tydzień( pogowaliśmy pod samą sceną). Shaggy nas zanudził, a Dawid Podsiadło jest cudowny. Poza tym, niebardzo chciało nam się na te koncerty właściwie chodzić :D
Od rana graliśmy we flanki, chodziłyśmy z Zuzą na ASP- aktorzy Teatru 6. Piętro wygrali wszystko. Płakałyśmy ze śmiechu.
Owsiak jeździł na quadzie, ja czekałam w kolejce pod prysznic dwie(!!!!) godziny. Cena higieny jest bardzo wysoka.
No ślicznie! Odliczamy do przyszłego roku.

Mama mnie jutro zostawia na dwa tygodnie. Chyba chce mi ułatwić zderzenie z rzeczywistością październikową. No tak, czas nauczyć się gotować i prać. Drugiej takiej świetnej pani domu co ja nie spotkałam. Jestem ewenementem.

To ja korzystam dalej z sierpnia, który stał się stanem umysłu, tak jak kiedyś maj! :)

Kocham Cię mocno!

wtorek, 14 lipca 2015

Z końcem czerwca odebrałam wyniki matur. Dużo wyższe niż się spodziewałam! Całkiem niezły ze mnie matematyk, jeszcze lepszy językowiec. Dostałam się na wszystkie kierunki, które wybrałam.  Ostatecznie od października będę mieszkać w Krakowie i uczyć się chińskiego na studiach dalekowschodnich na Jagiellońskim.
Nie pamiętam, kiedy byłam z siebie dumna tak, jak jestem teraz. A jestem od początku do końca! Przez całe liceum pracowałam, uczyłam dzieciaki hiszpańskiego i angielskiego, pomagałam mamie, spędzałam połowę życia w szkole, spałam mniej niż powinnam, miałam czas dla znajomych. Nie dałam się zniszczyć 'najbardziej prestiżowemu' liceum w mieście. Ale przede wszystkim przetrwałam ten rok. Najgorszy, najobrzydliwszy, straszny. I widzę efekt mojej ciężkiej pracy, jutro jadę do Krakowa złożyć papiery :)

To najlepszy okres, najpiękniejszy czas w życiu. Jestem spokojna, nie muszę się martwić. Dochodzę do celów, które wyznaczyłam sobie parę lat temu.
Wyprowadzę się z domu, zacznę nowe życie, poznam nowe miasto i nowych ludzi.
Boję się bardzo, o siebie, o kolejne wyrzeczenia, i że będę tęsknić :)  Już wiem, że będę!

Mama jest ze mnie dumna. Chwali się na fejsbukach, chyba trzeba jej zabrać internet. Dawno jej takiej nie widziałam, nikt się tak ślicznie nie cieszy ze swoich dzieci!

Moje najdłuższe wakacje nadal trwają. Byliśmy w Szczyrku na dwa dni :) Po raz kolejny okazało się, że zawsze znajdzie się dobry sąsiad z korkociągiem. Niebo było przepiękne, a wracając wybraliśmy się do kolegi, który wypoczywał na górce w Koszarawie :) Przewiózł nas po największych kamieniach i dziurach, ale dobrze było go zobaczyć w takiej, a nie innej okolicy :)

W ubiegłym tygodniu pojechałam z Olkiem do koleżanki do Warszawy. Dwukrotnie witaliśmy wschodzące słońce, rozmawialiśmy o sztuce ( Marta będzie studiować historię sztuki w Granadzie :)), spacerowaliśmy po lesie, jeździliśmy na rowerach. Miasto też zwiedzaliśmy, w Łazienkach stanowczo się zakochałam :) Nasz przewodnik okazał się niezłym znawcą, Marta pokazała mi kamienicę Łęckich(moje zamiłowanie do twórczości Prusa znane jest większości moich znajomych)  i przepiękny Plac Grzybowski. Cieszę się, że w końcu, po ponad dwóch latach, mogłyśmy spędzić choć trochę czasu razem :)

A teraz odliczam dni do Woodstocku, nie mogę się doczekać! Tegoroczny jest zaplanowany, niekoniecznie przemyślany, dłuższy dla mnie niż rok temu! Będzie wspaniale!!!!

Jesteś dumny tak jak mama?
Kocham!

DSC03094 DSC03108 DSC03142

wtorek, 23 czerwca 2015

Nie wiem, gdzie uciekł mi pierwszy miesiąc wakacji, ale był póki co wspaniały :)

Matura dobiegła końca. Co prawda polski ustny skatował moje ego i wpędził w głęboki żal, ale po hiszpańskim jakoś się z tym pogodziłam. Może z baroku najlepsza nie jestem, nigdy nie uważałam się za eksperta motywu vanitas, ale jednak głupkiem nie jestem. Wyszło jak wyszło, inni cieszą się, że w ogóle zdali, bo w tym roku różnie z tym bywało.
Z kolei ustny hiszpański na poziomie dwujęzycznym był dla mnie wspaniałą nagrodą za cztery lata nauki. Zdałam na 90%, a jednym z egzaminatorów był Hiszpan. Więc to jednak coś musi znaczyć! :)
O stresie zdążyłam już zapomnieć, ale maj jednak pozostanie najobrzydliwszym miesiącem w tym roku. Bez względu na udane weekendy, ładną pogodę i długie spacery. Nic z tego.

Czerwiec okazał się dla mnie dosyć pracowity. Maratony nocek miały okazję mnie zniszczyć, ale odpoczywałam w międzyczasie. Nadrobiłam zaległości, spotykałam się ze znajomymi. Upalne dni pozwoliły nam spędzać wieczory na grillach, rowerach oraz w parku.  Nareszcie czytam książki. Umberto Eco jest całkiem sympatyczny, wbrew moim oczekiwaniom. Ładnie opowiada, nie przesadza ze swoimi mądrościami.
W sobotę wróciliśmy z upalnej Turcji, a Polska tradycyjnie już przywitała nas ulewnym deszczem i zimnym wiatrem.
I wakacje nam się udały. Nie pokłóciłyśmy się z mamą ani razu, czasami nawet byłyśmy przyjaciółeczkami na spacerach. Oblewałyśmy się wodą, wygłupiałyśmy. Pożerałyśmy ogromne ilości pyszności, hamburgery frytki warzywa owoce arbuzy melony grejpfruty. Ryż na setki sposobów. Rukola prosto z pola. Kocham Turcję!

Dzisiaj odebrałam wyniki z matury hiszpańskiej, której zdawanie wykrzesało ze mnie resztki energii i motywacji. Ale zdałam, całkiem ładnie! Jestem z siebie dumna! :)
Już za tydzień reszta wyników, zobaczymy jak mi wersja polska poszła. Trzymaj nadal kciuki.

Mikołaj od wczoraj zadaje nam strasznie trudne pytania. Ja nie umiem na nie odpowiadać, mama chyba też nie była na nie przygotowana. Nie jest nam łatwo tego wszystkiego tłumaczyć. Ale mówimy mu o Tobie. I słucha, zawsze jest zaciekawiony. Jemu też Ciebie brakuje.

Mi też Ciebie brakuje. Internet chyba nigdy tak nie drążył Dnia Ojca. Więc boli. Bardzo bardzo boli. Ale życzę Ci wszystkiego najlepszego. Radości, szczęścia, uśmiechu.

Kocham Cię strasznie.

czwartek, 14 maja 2015

Jednak zawsze najchętniej wracam do Nosowskiej. Miałam dzisiaj oglądać "Drżące ciało", ale mam na to chyba jeszcze czas. Naparzyłam melisy i mogę opowiadać. A jest o czym!

Kwiecień był nerwowy i męczący. Przesiadywałam całymi dniami w bibliotece zakopana książkami. Myślę, że większość z nich schowam 27 maja z ogromną radością. Walczyłam ze sobą, jak Don Quijote z wiatrakami. Wiatraki w tym przypadku okazały się niemocą, niechęcią, niesiłą, nienadzieją i niespokojem. Trochę płakałam, strasznie się bałam. Okazało się, że przeróżnie reaguję na stres. Krzyki to nic wielkiego!  Straszyli od września, przy końcu roku nie dało się nas już uspokoić. A najspokojniejsza jestem, gdy się zmęczę. Basenem, jedzeniem i spacerowaniem. Tego konopnickiego unikałam jak mogłam, a Gierkowi bym nagadała, że nam wybudował tę wielką, niepotrzebną, brudną kałużę. W tych czystych mogę dać się zmęczyć!

Zakończenie roku nas ożywiło. Wzruszaliśmy się, wspominaliśmy. Jak to Jacek przebrał się za księdza, jak Juana gubiła wszystko co mogła w Warszawie, jak Olek miał lekką głowę i jak oświadczyłam się Darii. Jak ubiegłoroczna wspinaczka na Dolinę Chochołowską okazała się wielkim wyzwaniem dla trzydziestu zmęczonych nocą licealistów. Jak zielony plecaczek stał się symbolem szerokopojętego przypału.
Przez chwilę nikt o niczym nie myślał, siedzieliśmy na klasowym pikniku w piękny, słoneczny czwartek, marzyliśmy  o początku czerwca i spokoju w głowach.
Okazałam się zbuntowaną, aż do zgody. Jestem, zgadza się!

Razem z końcem liceum coś się we mnie skończyło. Nie spodziewałam się, że stanie się to dla mnie tak przełomowe i podniosłe. Więc teraz zaczyna się dorastanie. Nie wcześniej, nie po osiemnastce, nie gdy dwójka pojawia się z przodu. Teraz. Bardzo boję się tego dorastania.

Po polskim było już tylko lepiej. Godziny oglądania niezwykle wciągającej "Lalki" się opłaciły. Nazwij to jak chcesz, wyczuwam tutaj palec Mariuszowy. I zasypiałam, i współczułam Wokulskiemu, i psy wieszałam na Izabeli. Ale dotrwałam, wiedziałam o czym napisać. Może to będzie więcej niż 32%.
Matematyka jak to królowa nauk, okazała się wymagającym władcą. Nie poddałam się, miałam za mało czasu. 32% powinno być.
I tutaj wielki stres się skończył. Przebrnęłam przez resztę, teraz pozostało mi tylko przetrwać najbliższe dwa tygodnie i znaleźć siły na naukę. O historii Hiszpanii wiem niewiele, ale jak już się dowiem, to Ci chętnie wszystko opowiem. Jak to Filip Burbon Habsburgów i cała reszta.. I o sztuce też Ci opowiem!

W poprzedni weekend poczułam wakacje. Bawiłam prawie całą piątkową noc. O sobocie nie warto wspominać, ale noc była śliczna i wesoła. Spotkałam ludzi, z którymi nie widziałam się od miesięcy, prawy do lewego zgodnie z tradycją, działka dziadka Mariana. Wszystko!

Zatem wróciłam, do życia, do świata, do mamy i do przyjaciół. Jest morze energii, miliony pomysłów, odliczam dni do ostatniej matury. Znowu czytam, wracam do ukochanych wierszy. Nową miłością staje się Barańczak, ale potrzebujemy dla siebie stanowczo więcej czasu. Może jeszcze dzisiaj skuszę się na Almodóvara w wersji oryginalnej. Chce mi się tego jak najwięcej, nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę, że wracam! W czerwcu już będe stuprocentową Patką gagatką małą psychopatką. Teraz jest mnie połowa. No, większa część :)

Jak sobie z tym radzisz? Znosisz, czy już nie możesz patrzeć? Kawał dzielnego chłopaka z Ciebie, jak zwykle :) A ja niezmiennie tęsknie, jakbyś tutaj był, to też by Ci się oberwało, tak jak wszystkim dookoła :) Biedni są trochę ze mną, ale kiedyś to wynagrodzę!

Kocham :)

DSC02972

niedziela, 29 marca 2015

No cześć!

Nadal żyje, chociaż elan vital przeze mnie raczej nie przemawia. Tak, dałam się zdominować stresowi, ciężko to wszystko przyjmować na klatę. Daje z siebie najwięcej, a to wciąż jest za mało. Mówią o tym w szkole, mówią w domu, mówią na mieście.
Zaznaczam, że najwrażliwsza jestem zazwyczaj w niedziele, stąd ten mój ton cierpiącej pandy.
Wracając do sedna, nadal przede wszystkim się uczę. Zaczyna się to wszystko układać, pojawia się sens, jedno wynika z drugiego. Coraz mniej martwię się niewiedzą, a coraz bardziej stresem. Jest taki wielki słoń indyjski, który czasami siada na mojej klatce piersiowej i nie pozwala spokojnie oddychać, spać i myśleć pozytywnie. I jak słonie uwielbiałam, tak teraz tracę do nich sympatię. Mam nadzieję, że w czerwcu słoń wróci do podręczników i znowu będę mogła je polubić. Póki co, relacja Patka- słonie pozostaje w zawieszeniu.
Tak, stres zaczął mnie paraliżować. Nigdy w życiu się z tym nie spotkałam, dlatego różnie się ze mną dzieje. Raz zachowuje się jak wściekły pies, innym razem płaczę więcej niż możesz sobie wyobrazić.
I co na przekór najśmieszniejsze w tym wszystkim, najbezpieczniejszy okazuje się szerokopojęty stosunek olewczy potocznie nazywany mamtowdupizmem. Jak mi się udaje nie słuchać i wyłączyć, najnormalniej w świecie jestem z siebie dumna, że dałam radę. A uwierz mi, że w totalitarnych ustrojach politycznych to jedno z lepszych rozwiązań. Zaczęłam również stosować unikanie poważnych rozmów i omijanie znaczących szczegółów z mojego życia. A w tym całym bajzlu i najobrzydliwszym roku jest przepiękne, naprawdę.
Może tak się przez jakiś czas da, zobaczymy. Jak to mówią, póki coś działa, nie ruszamy. Jak działa? To już osobna kwestia, której omówienia dzisiaj chętnie sobie odmówię.

No jest Tato przepiękne. Potrafię zdobyć kilka punktów w zadaniach otwartych z matematyki, znajduję czas na drobne przyjemności, nie odmawiam sobie kalorii i jem słodycze tak jak kiedyś. Wiesz, że nie jadłam ich praktycznie wcale przez jakieś dwa lata? Co ta trzecia klasa ze mną robi..

Pojawiają się na mojej drodze dobrzy ludzie.Są  różni, młodsi i starsi, pewni siebie i raczej spokojni, zazwyczaj bardziej doświadczeni, z określonym już celem. To stąd biorę się ja, tutaj zaczyna kształtować się mój własny punkt widzenia, opinia i zdanie. Nadszedł moment, w którym zaczynam wiedzieć kim chciałabym być, a kim nie. Częściej niestety wiem więcej o tym, czego nie chcę, ale wszystko w swoim czasie, prawda?
Ale na przekór temu, czego czasami słucham, chcę gotować dobre obiady, szybko podejmować decyzje i orientować się w polityce. Będę sprzątać wyłącznie raz w tygodniu. I nie będę wrzeszczeć.

Nie mogę się nadziwić, że tak wiele zależy od osób, którymi się otaczam. Jak duży mają na mnie wpływ i jak potrafią w momencie zmienić lub rozszerzyć mój pogląd.
Pomału, nadal w tym całym bajzlu, staję się świadoma siebie. Samo zdanie sobie z tego sprawy jest przełomowe. Później to wszystko, cały najobrzydliwszy rok, stanie się fundamentem osoby, którą będę. Nerwy, hektolitry kawy, kłótnie, popołudniowe drzemki, analizy i interpretacje, równania i nierówności nie są do końca pozbawione sensu. Dużo czasu zleciało, zanim to sobie uświadomiłam. Łatwiej wytrzymać z nowym podejściem.
I to że Ciebie teraz nie mam też odgrywa tu kluczową rolę. Może najważniejszą. Wiedziałbyś jak to wszystko rozładować, do wielu sytuacji by nie doszło, gdybyś żył. Zawsze byłeś świetnym mediatorem.

Śniłeś mi się w ostatnim czasie chyba więcej razy niż odkąd umarłeś. To rodzaj Twoich wyrzutów sumienia i zadośćuczynienia za nieobecność? Doceniam, ciesze się. Śnij się jak najwięcej, bo dużo zapamiętuje! Wbrew pozorom zostało sporo szarych komórek do zabicia. A i w snach jest wiele szczegółów, o których zdążyłam zapomnieć. Dobrze, że się śnisz.
Strasznie za Tobą tęsknie.

Kocham

poniedziałek, 16 lutego 2015

To najdłuższa zima w moim życiu. Wszystko trwa w nieskończoność, najchętniej przespałabym tych kilka miesięcy. Z pewnością odłożona warstwa tłuszczu(żeby nie zamarznąć) zmniejszyłaby się, a na wiosnę znowu byłabym długonogą, szczupłą blondynką. Potrzebuję wiosny i słońca. Długich, letnich wieczorów i motywacji, chęci do działania. Już mi się nie chce. Im bliżej maja, tym mniej energii i siły. Odwlekam w czasie wszystko. Matematykę, powtórkę z pozytywizmu, podjęcie decyzji, dążenie do celu. Od jutra, od przyszłego tygodnia, od marca.. Tak, to najwyższy czas, żeby decydować o sobie samej, a chętnie pozwoliłabym na to komuś innemu, dużo lepiej zorganizowanemu niż ja. Zimą częściej narzekam.

Z rzeczy miłych i przyjemnych mogę opowiedzieć o feriach, które właściwie dobiegają końca. Minęły w mgnieniu oka i udały się. Odpoczęłam, wyspałam się(na zapas, mam nadzieje), spędziłam trochę czasu z mamą i przyjaciółmi. W miarę możliwości uczyłam się, między notatkami oglądałam House of Cards. Często uśmiechałam się sama do siebie, tak po prostu. To taki czas w życiu, że często się uśmiecham :)
Ostatnie słoneczne dni uzupełniły niedobór witaminy D. Czekałam na nie od października. Teraz wszystko ruszy z impetem do przodu. Zazielenią się drzewa, poranki będą cieplejsze i rześkie, kurtki lżejsze, a trampki obowiązkowe. Niech już zakwitną kasztany, chcę mieć to za sobą. Niezależnie od tego jak będzie, najchętniej napisałabym to wszystko już za tydzień. 77 dni, no nie?

Znowu byłam syreną do góry nogami :) Zostałam rzucona na głęboką wodę, między kilka rekinów. Nie dałam się pożreć, częściej milczałam niż mówiłam, tańczyłam, kręciłam się:) Dałam radę, prawda?

Już teraz koniec wyzwań. Powinieneś walczyć razem ze mną, stać obok i klepać mnie po plecach, zachęcająco. Brakuje mi Twojego dodawania odwagi. Przez jakiś czas byliśmy nieustraszeni, no nie?

Tęsknie za Tobą. Kocham

niedziela, 11 stycznia 2015

Przykro mi, bo jeden z najbardziej niezapomnianych weekendów w moim życiu dobiega końca :(
W piątek mieliśmy w szkole Dzień Maturzysty. Wszyscy trzecioklasiści na dzień przed Studniówką przebrali się za najróżniejsze rzeczy czy postaci. Był Ipod, była Frida Kahlo, obowiązkowo pojawił się Joker i Alex z Mechanicznej Pomarańczy. Ja byłam położną Grażynką, po mamie;) Tańczyliśmy w naszych strojach poloneza na sali gimnastycznej, skakaliśmy, a młodszych uczniów zmuszaliśmy do tańczenia na stołach czy przytulania kaktusa. Nie było lekko, pamiętam jak rok temu zazdrościłam moim wszystkim znajomym przebrań i tego całego dnia! Znowu zleciało w mgnieniu oka :)

Wczoraj byłam na swojej Studniówce :) Mam za sobą jedną z najpiękniejszych, przetańczonych do rana nocy w życiu. Nauczyciele byli cudowni, a nasza wychowawczyni zatańczyła z nami poloneza w ludowym stroju! Osoba towarzysząca również nie zawiodła, kręciłam się po parkiecie prawie cały czas:) Energia się nie kończyła, cały czas się śmialiśmy. Mam wspaniałych kolegów, cudowne koleżanki :)
Noc również minęła w momencie! Poza ogromnymi zakwasami, czuje się cudownie. Szczęśliwa jestem, bardzo:)

Byłbyś zachwycony, gdybyś mnie zobaczył!:) Jestem tego pewna. Bardzo mi Cię wczoraj brakowało.

Kocham Cię!

54b1c4d37cec8_p 54b1c7f179734_p 54b1c58ab43ae_p 10934516_1015500275143242_1433667049_n dzien maturzysty studniowka dzien maturzysty studniowka1 dzien maturzysty studniowka2 dzien maturzysty studniowka3

czwartek, 1 stycznia 2015

Dobry wieczór w Nowym Roku.
Po raz pierwszy od paru lat czuję się doskonale 1 stycznia. Nie boli mnie głowa, nie jestem zmęczona, nie robię rachunku sumienia i nie żałuję poprzedniego roku.
Jestem mała i najszczęśliwsza. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Pełna wiary w następne dwanaście miesięcy. Ubiegły rok zaczął się w maju, a majowy stan umysłu trwa do dziś. Trójkowy Top Wszech Czasów leci od rana, jeszcze więcej radości.
Życz mi powodzenia! Ja Ci życzę pięknego roku!

Kocham!