niedziela, 20 września 2015

Wrześniowy Bałtyk okazał się najpiękniejszym w życiu. Lodowaty, wietrzny, pełen głodnych mew. Ale już spokojny, posezonowy, wolny od tłumów ludzi wieczorami. Nie znałam go takiego, a tu proszę! Miłość od pierwszego, chłodnego wejrzenia.
Hel to najładniejsza część wybrzeża. Ostatnio byłam tam w fokarium na zielonej szkole, lat temu co najmniej dziesięć. Foki były takie jak wtedy. Wielkie, nieruchawe i leniwe. Ale najśmieszniejsze, słodkie :)
Gofry pyszne, najlepsze w wersji z bitą śmietaną i krówkową polewą. Codziennie dorsz i flądra, lody, frytki. Przytyłam trzy kilogramy. Jeszcze ich nie zrzuciłam :)

Więc wróciłam najszczęśliwsza. Zakochana. Pełna energii, której resztki cały czas noszę w sobie. Mam nadzieję, że wystarczy jej do przyszłego września.

To tyle, za trzy dni się wyprowadzam, jest mi z tym najtrudniej na świecie.

Kocham.