czwartek, 4 sierpnia 2016

Wakacje pracowite w pocie czoła, zupełnie nie panuję nad ich ucieczką. Ale ładne, słoneczne, bez nerwów i złości, nawet jak chłodziarka nie daje rady, a piwo niemiłosiernie się pieni. Uśmiechem potrafię załatwić wszystko, nawet udobruchać największych frustratów po drugiej stronie baru.

Weekendy spędzam w Katowicach. Mam okazję poświęcić dużo czasu znajomym, nadrobić zaległości, odpocząć z mamą na kanapie w domu. Dzięki temu nie czuję zmęczenia, wysypiam się, odpoczywam od krakowskiego pijactwa. Nawet udało mi się uciec do domu w Światowe Dni Młodzieży. Prawie jakbym przeniosła się na bezludną wyspę, raj na ziemi! Chociaż w pewnym momencie polubiłam Francuzów z naszego ogródka i kolorowe plecaki ze Stolarskiej. Mieli nieskończoną ilość energii i radości, którą z przyjemnością od nich czerpałam.

Woodstock nam się pięknie udał, chociaż przygodowy, piętnastogodzinny powrót najprawdopodobniej pozbawił mnie ochoty na ten przyszłoroczny. Ładne koncerty, chociaż tym razem same rapsy. Pewnie się domyślasz, że nie czuję się dopieszczona. Jako wyszkolona znawczyni buddyzmu (haha!) zadawałam mądre pytania w namiocie Hare Kryszna. Poszłam na ASP o 10 rano (brawa dla mnie) na spotkanie z Maciejem Stuhrem, który rozkochał mnie w sobie jeszcze bardziej! Wspaniałe poczucie humoru, podejście, wiedza. Chylę czoła jeszcze niżej.
Zjadłam obrzydliwe pierogi, które czułam w żołądku przez dwa dni.
Najważniejsze, że przeżyłam powrót.

To tyle u mnie, niebardzo mam o czym się rozpisać. Chyba, że o naturalnie powstającym porządku w głowie i uczuciach, ale mógłbyś niestety zasnąć. Myślę, że się rozumiemy w tej kwestii bez słów. :)

Kocham Cię bardzo!

20160716_11112220160716_11054520160716_002643

20160618_194549