czwartek, 26 października 2017

Za dni dni miną dwa miesiące odkąd mieszkam w Hongkongu. Przebrnęłam już przez wszystkie etapy fascynacji, odrzucenia i rozpoznania nowego miejsca.

Początek był jak z bajki o spełnionym marzeniu. Bardzo mocno zapamiętałam blisko godzinną drogę z lotniska do akademika przez gęstozielone wzniesienia i wysokie na kilkadziesiąt pięter drapacze chmur. Chyba tylko dzięki tym widokom po 16 godzinnej podróży stawiłam czoła zmianie pokoju w akademiku (przez szczęśliwy zbieg okoliczności nie mieszkamy na kampusie uczelni z utrudnioną komunikacją, tylko w najnowszym akademiku na dzielnicy Tseung Kwan O) oraz rejestrację, uzupełnianie dokumentów i rozpakowywanie. Mamy śliczny pokój z widokiem na bloki wieżowce. Niedaleko jest Sports Ground Center, na którym biegamy minimum 4 razy w tygodniu. Z tygodnia na tydzień udaje mi się zwiększyć dystans, a samo bieganie zaczęło mi to sprawiać ogromną przyjemność.  Żyję bardzo zdrowym życiem, jem dużo warzyw, owoców, sushi, krewetki, ryż, curry, pierożki i jeszcze więcej. Mimo że tęsknie za naszym schabowym, serem żółtym, pizzą i burgerami (ceny 'europejskiego' jedzenia w HK są absurdalne) cieszę się tą odmianą. W Polsce pewnie nigdy by mi się nie udało zmienić tylu nawyków naraz :)

Uczelnia robi powalające wrażenie. Jest usytuowana nad Clear Water Bay, piękną zatoką z wysepkami. Przechodząc z jednej sali do drugiej można nacieszyć oko lazurową wodą i zielonymi drzewami.
Poziom i tryb studiowania mocno odbiega od polskich standardów. To trochę smutne, ale w niecałe dwa miesiące nauczyłam się tutaj więcej niż na UJ w rok. Zajęcia prowadzone są w bardzo zrożnicowany sposób. Na niektórych przedmiotach musimy przygotowywać prezentacje i projekty grupowe, na niektórych mamy do napisania pracę zaliczeniową oraz egzamin, na jeszcze innych wszystko co się da. Można zwariować i mocno się zmęczyć, szczególnie w środku semestru podczas midtermów, jednak ostatecznie czuję, że się uczę i że robię ogromny krok do przodu. Przyzwyczaiłam się do bardzo regularnej nauki chińskiego (kocham naszą nową nauczycielkę), zaczęłam się przełamywać, próbuję mówić i robię jak najwięcej, żeby kiedyś móc swobodnie komunikować się w tym języku.
Wykładowcy są niesamowici. Wchodzą w zupełnie inną relację, hierarchia typu 'profesor-student' tutaj nie istnieje. Można ich zapytać o wszystko, są bardzo chętni do pomocy, mają otwarte umysły, reagują, rozmawiają, mają ogromne poczucie humoru. Ich sposób nawiązywania kontaktu z ludźmi przypomina trochę ten z liceum. No i nierzadko są ogromnymi autorytetami. Dla przykładu, profesor Barry Sautman, który wykłada prawo międzynarodowe, jest jednym z najczęściej cytowanych ekspertów na świecie.
Nauka poza przygotowaniami do egzaminów w środku semestru sprawia mi ogromną przyjemność. Czuję, że ma sens, rozwijam się! :)
Studia to też wymiana międzykulturowa. Studenci z wymiany uczą się razem ze studentami lokalnymi (tzn. Hongkończykami i Chińczykami), co pozwala na szerokie porównania, zupełnie inne konteksty, perspektywy i punkty widzenia.
Każdego dnia poznaję ludzi z przeróżnych krajów, każdego dnia nowa historia :)

Hong Kong w moim odczuciu jest bardziej zwesternizowany niż Europa :) Daje dużo swobody, mogę być kim chce, ubrać co chcę, jeść co chcę, robić co chcę i absolutnie nikt nie zwróci na to większej uwagi, a już na pewno tego nie skomentuje ;)
Hongkończycy, poza tym, że chodzą jakby mieli nogi związane, wgapieni w swoje telefony, są bardzo nieazjatyccy :) Dobrze się z nimi rozmawia, mają zupełnie inny niż Chińczycy sposób myślenia.
To również najbezpieczniejsze miasto w jakim kiedykolwiek byłam. Bez wyolbrzymiania, można czuć się spokojnie w środku nocy w centrum. A jeśli coś się dzieje, ludzie bardzo szybko reagują i udzielają pomocy.
Komunikacja miejsca i metro są moim osobistym numerem jeden. Uwielbiam tutaj jeździć metrem, jest w nim cicho, nikt nie krzyczy, nikt nie jest pijany, każdy jest zajęty sobą albo swoim telefonem. Wszyscy użytkownicy ustawiają się w kolejkę(przy każdej możliwej okazji), nikt się nie pcha, najpierw wychodzimy, później wchodzimy. Klasa!
Hongkończycy również uprawiają dużo sportu i uczą sportu swoje dzieci od małego. Biegają, ćwiczą w parkach taiji, grają w piłkę nożną i koszykówkę. Jest bardzo dużo boisk, tras dla biegaczy, są szlaki rowerowe. Szanuje ich za to, aktywnie się przyłączam!
Nocami zdarzają się spotkania z karaluchami i szczurami, niestety. Na plażach widać mnóstwo śmieci wyrzuconych na brzeg. Często woda w zatokach jest okropnie brudna. 8 milionów ludzi i Chiny u góry.
Niedziele to dzień Filipinek i Malezyjek, które stanowią największe mniejszości narodowe w HK i pracują tutaj jako opiekunki dla dzieci oraz pomoc dla starszych osób. Można powiedzieć, że zbierając się w większe grupy paraliżują miasto :) Są w każdym parku, na każdym wiadukcie, na każdej stacji metra. Są piękne, uśmiechnięte i radosne.
To dobre miejsce do życia. Daje dużo możliwości, jest piękne, ma swoje urokliwe miejsca i mnóstwo, mnóstwo zieleni oraz parków krajobrazowych. Ucieczka do gęstozarośniętych parków krajobrazowych czy na szlaki hikingowe zajmuje mniej niż półtorej godziny. Pomiędzy wieżowcami chowają się mniejsze i większe świątynie buddyjskie lub taoistyczne. Odkrywanie tego miasta sprawia mi ogromną przyjemność! Mogłabym tu zamieszkać, ale nie sama :)

Zdarzyła nam się trzydniowa wycieczka do Chin, na początku października. Pojechaliśmy do Kantonu, niby czwartego najlepiej rozwiniętego miasta w Państwie Środka, które okazało się koszmarem. Może to Hongkong mnie tak rozpieścił, ale po dwóch godzinach chciałam stamtąd wyjeżdżać i nigdy nie wracać.

Serce zostało w Polsce, ale przylatuje do mnie już za 17 dni! Będziemy zwiedzać, cieszyć się, odkrywać miasto razem! Odliczam już od miesiąca. A czas leci szybciej i szybciej!
Rozumiesz, chłopak leci za mną na koniec świata. Można mieć większe szczęście? :)

Mama i Miki świetnie sobie radzą beze mnie. Podróżują, bawią się! Pewnie ich dieta jest zdecydowanie bardziej urozmaicona niż moja;)

I ja też sobie tutaj radzę, przede wszystkim udało mi się opanować znikające pieniądze (HK jest koszmarnie drogi). Nauczyłam się nie wyrzucać jedzenia z lodówki. Otwieram się na odmienność i inne kultury, poznaje obce zwyczaje. Co chwilę zdarzają się sytuacje, w których nabieram pokory albo wdzięczności za taką przygodę. Poznaję inspirujących ludzi, cały czas się uczę.  Mam nadzieję, że się nie zmieniam :)

Chętnie bym Ci o tym opowiedziała, nie napisała. Tyle się dzieje! To najpiękniejszy czas.

Kocham Cię bardzo!

21557454_1937445146282079_7658563476796191780_n 22552386_1991558554204071_1947625195630057798_n 22555099_1992736067419653_8738810093700717094_n 22730178_1995276780498915_4952728683288276708_n