niedziela, 31 grudnia 2017

Poleciałam do Wietnamu i przeżyłam chyba pierwszą taką przygodę w życiu :)

Dokładnie dzień po ostatnim egzaminie i wyczerpującej sesji, która w wersji hongkońskiej ciągnie się od egzaminów w październiku, razem z Martą wsiadłyśmy w samolot do Wietnamu i wyruszyłyśmy w 9 dniową podróż po południowej części kraju. Wylądowałyśmy w Da Nang, gdzie zjadłyśmy pysznego naleśnika z bananami (później jadłyśmy je prawie każdego dnia) i wyruszyłyśmy zwiedzać Marble Mountains, ogromny kompleks świątynny wykuty w skałach i jaskiniach.

IMG_1941

IMG_1846IMG_1798

IMG_1828

 

Stamtąd pojechałyśmy lokalną komunikacją miejską do Hoi An, miejsca absolutnie wyjątkowego, najpiękniejszego z całej podróży :) Zatrzymałyśmy się w niewielkim hostelu, prowadzonym przez siostry, które ugościły nas jak rodzinę :) Przygotowały dla nas pyszną kolację, którą zjadłyśmy wspólnie z innymi gośćmi, podróżnikami z USA i Turcji.

Następnego dnia niespiesznie zwiedzałyśmy Hoi An, spacerowałyśmy uliczkami, nad którymi wiszą kolorowe lampiony, co chwilę piłyśmy kawę (niesamowicie aromatyczna, parzona w oryginalny sposób) lub jadłyśmy streetfoody (naleśniki z bananem oraz kanapki Ban Mi). Wspaniałe miasto!

IMG_2039 IMG_2006 IMG_2088 IMG_2092 IMG_2115

Wieczorem wyruszyłyśmy nocnym busem sypialnym do Nha Trang. Po całonocnej podróży wylądowałyśmy w nudnym mieście, w którym nie zarezerwowałyśmy sobie noclegu (myślałyśmy, że autobus przyjedzie później niż o 5 rano). Znalazłyśmy nad ranem niedrogi hostel, przespałyśmy się kilka godzin i zabrałyśmy się za nowe miejsce. Niestety, jest mocno nastawione na turystów z Rosji, napisy i menu są po rosyjsku. Plaża zaniedbana. Na szczęście trafiłyśmy do świątyni z kolejnym wielkim siedzącym Buddą(jest ich mnóstwo w Azji), obok której zjadłyśmy świetne Pho z tofu (później wybiegł z tejże restauracji szczur;)). Wieczorem wsiadłyśmy w kolejny bus i pojechałyśmy do dawnej stolicy, Sajgonu.

Dojechałyśmy do Ho Chi Minh o 4 nad ranem. I tym razem nie miałyśmy noclegu, zarezerwowałyśmy dopiero na kolejną noc. Szukanie hostelu w środku nocy w Ho Chi Minh nie było tak przyjemne jak w Nha Trang. Syf i smród, pełno szczurów i karaluchów biegających pod nogami, śmieci przy krawężnikach, resztki jedzenia i mnóstwo ludzi. Po raz pierwszy w Wietnamie na prawdę byłam przerażona i chciałam jak najszybciej znaleźć się w jakimś bezpiecznym miejscu. I tym razem poszło nam całkiem sprawnie, o 5:30 leżałam już w łóżku :)

Sajgon jest ciężki. Po jego ulicach jeżdżą tysiące skuterów, wszyscy trąbią jak nienormalni, nawet żeby dać znać kierowcy z przodu, że będą go wyprzedać. Ceny jak na Wietnam są bardzo zawyżone (średnio pięciokrotnie), a ludzie mniej uprzejmi. Dzieci cały czas próbują coś sprzedać, nierzadko są agresywne.

Podobało nam się Muzeum Pozostałości Wojennych. Zebrane dziesiątki zdjęć robią upiorne wrażenie. Udokumentowany koszmar Wietnamczyków.

Kolejnego dnia pojechałyśmy na wycieczkę do Delty Mekongu. Odwiedziłyśmy miejsca, w których wciąż przy użyciu starych narzędzi powstają papier ryżowy, cukierki kokosowe i miód.
Płynęliśmy statkiem do tych niezwykłych miejsc. Poznawanie życia tej ciągnącej się przez prawie całą Azję rzeki sprawiło mi mnóstwo radości. Oczywiście i tam dotarły smartfony i wysokie ceny(te same produkty w innych miastach były znacznie tańsze), ale gdzie ich jeszcze nie ma? Mekong=życie.

IMG_2311 IMG_2325 IMG_2350 IMG_2356

Po dwóch dniach w Sajgonie wyruszyłyśmy do Mui Ne, nadmorskiego raju dla kitesurferów. Spałyśmy w przepięknym, bujnie zielonym hostelu, którego pokoje były wykonane w stu procentach z kokosa, a każdy materac osłaniała delikatna moskitiera. Czułam się jak w bajce :)
Odespałam w tym hostelu wszystkie nieprzespane hongkońskie noce w książkach i wypoczęłam na plaży :) I co najważniejsze, jadłam pyszne śniadania :)
Wybrałyśmy się jeepem na trzy pustynie oraz Fairy Stream :)

IMG_2503 IMG_2820

Koniec podróży zleciał nam na całodniowym powrocie do Hoi An, w którym spędziłyśmy nasz ostatni dzień w Wietnamie. Nakupiłyśmy całe mnóstwo pamiątek, zaparzaczy, kawy, magnesów i drobiazgów dla przyjaciół i rodziny. Pokręciłyśmy się po mieście, ponownie odwiedziłyśmy pyszną, wegańską i supertanią restaurację prowadzoną od 25 lat przez tego samego pana, wypiłyśmy kilka filiżanek kawy i jakoś spakowałyśmy nasze plecaki :)

Jestem z siebie dumna bardziej niż zwykle. Zorganizowałyśmy ten wyjazd w kilka godzin. Dwie laski poradziły sobie same w totalnie innym niż Hong Kong azjatyckim kraju, nie zgubiłam się, nic mi się nie stało, cały czas odnajdywałam się poza swoją strefą komfortu. Nie miałam wyjścia:)
Podobało mi się. Takie backpackerskie wakacje dają mnóstwo satysfakcji i energii. Wrócę w tę część świata z plecakiem jeszcze nieraz :)

Święta spędziłam w łóżku oglądając zarówno bożonarodzeniowe klasyki, jak i filmy, do których chwilę się zabierałam :) Myślałam, że będzie mi bardziej smutno, a jednak było całkiem spoko! W Hong Kongu święta to bardziej okazja do wystrojenia miasta i sklepów niż tradycja. Ani przez chwile nie poczułam tutaj tego wszystkiego, co czuje się w Polsce z rodziną :)

Gdzieśtam po cichu robię rachunek sumienia i podsumowuje 2017 rok. Był piękny, przeżyłam najbardziej wymagające 365 dni w moim życiu. Odwiedziłam wspaniałe kraje, spełniłam swoje wielkie marzenia, poznałam inspirujących ludzi, zaczęłam patrzeć na świat szerzej i rozumieć o co tu chodzi. Przez większość tego roku towarzyszyli mi ludzie, bez których nie wyobrażam już sobie życia. Jestem wdzięczna losowi, że mogłam przeżyć tyle przygód.

Nauczyłam się, że nigdy nie będę szczęśliwa sama na końcu świata. Jestem szczęśliwa wśród najbliższych mi osób i rodziny, obok mojego chłopaka. Wystawiłam nas na najcieższą próbę, która ciągnie za sobą kolejną. Wierzę, że się uda.

Nie mam pojęcia co przyniesie 2018. Potrzebuję trochę spokoju, prostych przyjemności, ciepła i miłości. Pozostania w jednym miejscu. Nie wybieram się już nigdzie sama. Patrzę na nadchodzący rok z nadzieją i uśmiechem. Kolejny nowy początek :)

Chciałabym po powrocie być tą samą osobą, która 29 sierpnia przyleciała do Hong Kongu. Tego sobie życzę z całego serca.

Byłeś cały czas obecny w moich wspomnieniach. Często tutaj do nich wracałam, uśmiechałam się do Ciebie. Być może byłeś mi najbliższy, w końcu jesteś wszędzie, zawsze tam gdzie ja.
Gdzieś zgubiłam żal i złość, niezgodę na wszystko co nas spotkało. Tym krokiem chcę iść do przodu, podejmować kolejne decyzje, żyć. Mam piękne życie i pięknych ludzi obok siebie, wierzę że to dzięki Tobie spotkało mnie takie szczęście. Wszystkiego dobrego, Tato!

Kocham!

2 komentarze:

  1. super że tak Ci się udało :)
    zawsze jak sobie przypominam Twoją historię to jest mieszanka wzruszenia ale i optymizmu
    udanego 2018 i każdego następnego życzę

    OdpowiedzUsuń