czwartek, 23 maja 2013

W maju dzieje się wszystko. Wszystko się miesza, emocje od tych najbardziej pożądanych aż do najpodlejszych. Bóle głowy z bólami brzucha, czasami osobno, dzisiaj jak na życzenie razem. Brakuje godzin snu i umiejętności skupienia. Weekendy uciekają w pracy. Odliczam minuty do lipca.

W maju z najlepszej przyjaźni matki z córką przechodzimy w wojnę i udowadnianie racji, której obowiązkowo nie mam. Za uszami swoje, sama wojnę rozpętałam, ale ataki po nawiązaniu sojuszu powinny się skończyć. Nie tym razem, przypuszczam, że następnym też nie.
Jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na jednej z wielu chmurek, wiedziesz sobie spokojne życie spokojnej istoty o parametrach fizycznych bliżej nieokreślonych, oglądasz jakiś mecz z zimnym Karmi w ręce, czasami włączasz kanał Dom, ale wszystko wskazuje na to, że szybko go zmieniasz. Też nie przepadam za takim kinem. Psychologiczne, pomieszane z kinem akcji, jakieś melodramaty. Za dużo na raz.
Jestem zmęczona, na każdy możliwy sposób poza tym fizycznym. Chcę spokoju, ciszy, zaprzestania kolaboracji i kredytu zaufania, bo wbrew wszystkiemu na taki zasługuję. Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Jak zwykle wiesz i niezmiennie słowem się nie odzywasz, brnijmy w to dalej, bez Twojego wsparcia.
Też będę najszczęśliwsza na swojej chmurce- krakowskiej. Jeszcze troszkę i wszystko się pozmienia, jeszcze dwa lata Konopy i brak czasu będzie mi doskwierał bez krzyku i ciągłego żalu i obarczenia winą za wszystkie nieszczęścia mieszkania numer Cztery.

W maju nie ma czasu na nic, stos książek z Gombrowiczem i jego zakurzonymi już Dziennikami na samej górze czeka na swój magiczny moment. Cierpię przez to bardzo mocno, bo szum wokół Kronosa podsuwa mi bez przerwy pod nos świetne artykuły zarówno o jego literaturze, jak i o nim samym. Moja nowa, mała wielka miłośc.
Nadrabiam zaległości teatrowe, które dostarczyły mi kilku sprawdzianów, wypracowań i wielu kartkówek, a żeby wyrównac rachunek odebrały po kilka godzin snu dziennie. Z kawą czy bez, fotosyntezuję bez przerwy z podkrążonymi oczami.
Ale jeszcze tylko kilka dni z zaległościami. Kilka tygodni do wakacji.
Kultowych festiwal się kończy, z wolontariatu nie wyszło nic. Poświęciłam się dla nauki, prawie jak Einstein czy Newton.
Nie było chwili żeby się wybrać na ulubionego Hitchcocka czy Bertolucciego. Może w weekend, może między spaniem a czytaniem, może może wszystko może!!!

W maju moczę stopy w rzece, z pozoru tej samej i dobrze znanej. Jak Kamienna, wakacje nad nią, pijawki i nurkowanie, nauka pływania. Wszystko pamiętam, obrazy kolorowe i wyraźne jak ze zdjęcia.
Właściwie nie wiem jak to jest do końca z tymi rzekami, rozstaniami i powrotami, z docieraniem i ufaniem. Wiele się zmieniło, niewiele pozostało takie samo.
Przewrotny ciąg dalszy niedokończonego rozdziału, zapisywanie pustych stron długimi zdaniami, ryzyko i wszystko co mu towarzyszy. Boję się nazywać rzeczy po imieniu.

W maju zabieram się za siebie, biegam, mam zakwasy i nie umiem schodzić po schodach. Czas najwyższy poprawić kondycje, a szczerze mówiąc to nabrać jakiejkolwiek.

W maju był Świetlicki w Ambasadzie Śledzia, hiszpańskiej ulubionej, pomału tradycyjnej i weekendowej. Opowiadał, o książce, o życiu, a właściwie o tym, jak nie zyc, o pisaniu i niepisaniu. Miło było go posłuchac, gorzej już z walką o niekupienie nowego tomu  "Jeden", który pozbawiłby mnie wszystkich czwórek na świadectwie. Taka sama sytuacja z "Kronosem". Omijam księgarnie szerokim łukiem. Do czerwca :)

W maju obwiniam Cię o całe nieszczęście, o niezgodnośc treści z wydarzeniami, o upór i złośliwości, o brak zainteresowania i reakcji. Działaj czasami z tej Twojej chmurki.

W maju wyjątkowo za Tobą tęsknie i bardzo Cię kocham.