czwartek, 21 sierpnia 2014

Moje najwspanialsze wakacje dobiegają końca. Z ręką na sercu, takie właśnie były.
Pozwalam rzeczywistości przejąć kontrolę nad moją niekończącą się zabawą, dlatego też dzisiaj panikuję. Szukałam studiów, szukałam korków. Nie wiem co i nie wiem gdzie. Mógłby ktoś za mnie podjąć te wszystkie decyzje. Chyba mogłabym się dostosować. Za wcześnie na to wszystko. Nie mam ochoty i nie jestem gotowa. Nie mówię nawet o zmianach zdania, które już co tydzień, od września. Tak właśnie będzie.
Ale nadal mam energię, którą zostałam obdarowana w te wakacje. Jestem mimo wszystko spokojna, gdzieś głęboko w sobie wierzę, że wszystko się uda i będzie dobrze, że jak już podejmę decyzje, to będą one właściwe. Tak właśnie będzie.

Wróciłam wczoraj z Wrocławia. Zakochałam się we Wrocławiu. Był przepiękny, doskonały, słoneczny (w sam raz na ostatnie sukienki w sezonie), uprzejmy, spokojny. Przede wszystkim spontaniczny, jak wszystko od czerwca. I to tyle o Wrocławiu, więcej nie chcę opowiadać. To co powinieneś wiedzieć, wiesz :)

Kocham Cię.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Wakacje są najwspanialsze. Mikołaj tak powiedział w Turcji i jakoś się przyjęło. Miałam już odpuścić wojaże, miałam siedzieć w domu, czytać książki i pracować. Spontanicznie, bez jakiegokolwiek planowania pojechałam na Woodstock. Znowu wszystkie fundamenty, światopoglądy i opinie wzięły w łeb. Kolejny raz musiałam sobie wszystko poukładać w głowie, naładowana energią, którą chłonęłam od ludzi i radością, która towarzyszyła nam na koncertach Ska-p i Manu Chao.

Jak było? Idealnie. Organizacyjnie Woodstock przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Nie brakowało niczego. Co prawda wszędzie było daleko, ale staraliśmy się nie narzekać na pierdoły ;) Poznałam niezwykłych ludzi, właściwie weteranów corocznej, sierpniowej batalii. Godzinami opowiadali nam historie sprzed wielu lat. Nie potrzebowałam snu. Wystarczyły trzy godziny. Nie miałam na to czasu. Starałam się zapamiętać jak najwięcej, ale cały czas dowiaduje się czegoś nowego.
Dojechałam dopiero na koncert Ska-P, ale to wystarczyło w piątkowy wieczór. Nie miałam okazji porozmawiać po Polsku, cały czas Hiszpanie albo Latynosi (nierzadko płaczący ze szczęścia). Zrobiłam niespodziankę znajomym, dlatego przez chwilę nosili mnie na rękach. Przecież miało mnie tam nie być.
Siedzieliśmy do rana. W sobotę robiłam wszystko, co mogłam, żeby zrobić jak najwięcej :) Był ryż u Kryszny na śniadanie, były obrzydliwe gofry, był zalany pięcioma litrami wody telefon (dzielna bestia ożyła w niedzielę nad ranem), było słońce i szukanie cienia. Były promocje i guma do żucia w japonkach. Śmiech do bólu, omijanie toitoi, free hugsy. Była wszechobecna tolerancja i akceptacja. Peace&Love funkcjonowało. Chyba drugi i ostatni raz podczas tegorocznych wakacji. Następne już za rok!:)
Manu Chao porwał 750 tysięcy ludzi. Oszaleliśmy. Skakaliśmy przez dwie godziny, wykorzystując ostatnie pokłady głęboko skrywanej energii( nie wiem skąd się wzięła, jestem pełna podziwu). Byłam na fali, nie mogło mnie na niej zabraknąć.
I do dzisiaj, a minęło już parę dni, jestem pełna tego wszystkiego. Radości, szczęścia, uśmiechu. Mam najwspanialsze wakacje.

Mama jest chyba gotowa na wszystko. Przeżyła to. Z bólem serca i ogromnym strachem. Martwiła się, pewnie mało spała i schudła. Dawno się nie widziałyśmy, bo była nad morzem, a teraz jest u babci. Ale już niedługo! Zaraz!

Oczyszczam się, prawie jak weganka. Sierpień właśnie taki będzie. Zdrowy, na rukoli i słoneczniku.

I nie wiem, czy umiem Ci opowiedzieć jak bardzo jestem szczęśliwa, ale jestem. Widzisz, wiesz. Ślepy nie jesteś, tylko trochę mało się odzywasz. Nie mógłbyś mnie pewnie słuchać, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Bielicką nadal jestem, odkąd pamiętam.

Jestem gotowa na ten przyszły rok. Mogę podejmować decyzje, mogę się wyprowadzać, mogę zdawać maturę i mogę zrobić wszystko, żeby wyszło jak najlepiej. Podejmuję wyzwanie i w tym roku Konopnickiej się nie dam. Przetrwam to bez depresji, krzyku i rozpaczy. Jest ten optymizm. Dużo jest.

Kocham Cię strasznie. Trzymaj za mnie kciuki.