środa, 1 stycznia 2014

Witam w Nowym Roku!

Wypoczęłam, najadłam się i spędziłam całe święta z mamą i Mikołajem w Katowicach. Dostałam cudowne prezenty i uzupełniłam niedobory energii, snu, filmów, biografii moich ulubionych buntowników, miłości i uśmiechu.
Chyba wszyscy potrzebowaliśmy kilku dni takiego lenistwa. Nawet mama wypoczęła! Obejrzałyśmy Ogniem i Mieczem, które zostało moim nowym, ulubionym filmem. Tradycyjnie już spędziłam wieczór wigilijny na kanapie wraz z Bridget Jones. I uwaga: gotowałam!!!
Absolutnie nie żałujemy, że tym razem zostałyśmy w domu!

Sylwester też się udał! W jednym miejscu był J. moje najlepsze przyjaciółki i masa dobrych znajomych. Lepiej być nie mogło. Fajerwerki były przepiękne, tylko smutne. Jak co roku pomyślałam o kolejnym roku bez Ciebie. Dlatego też kilka łez znalazło dla siebie miejsce w całym tym szaleństwie nocy wczorajszej.

Tym razem 1 stycznia nie uszczęśliwia mnie bólem głowy, dzięki czemu mogłam wysprzątać nasze metry kwadratowe przed powrotem mamy. Słucham od rana Trójkowego Topu Wszech Czasów. Płaczę. Raz ze szczęścia, innym razem ze smutku. Nie próbuję z tym walczyć, tylko wręcz przeciwnie pozwalam sobie na te emocje i uczucia.
Popijam czarną herbatę prosto z Indii przy zapalonych świeczkach zamierzam podsumować poprzedni, najlepszy w moim życiu rok.

Skończyłam 18 lat. Do dorosłości jednak wciąż mi daleko.
Dołączyłam do teatru hiszpańskiego i wydaje mi się, że to była największa przygoda w tym roku. Wyjazdy, występy, nowe przyjaźnie, sukcesy, Koszyce, energia!
Zdałam prawo jazdy. Do kierowcy również bardzo mi daleko.
Jak bumerang wróciłam do J. Miłość rozkwitła na nowo. I niech rozkwita dalej.
Pojechaliśmy razem nad morze. Puszczaliśmy lampiony, spędzaliśmy wieczory na plaży, marzliśmy w namiocie. Kąpaliśmy się w Bałtyku. Pokłóciliśmy się raz, tylko dlatego, że Ojciec Chrzestny wciągnął J.
Byliśmy również na Offie. I znowu energia, radość z koncertów, długie powroty do domu. A i równie piękne wspomnienia mamy z Krakowa, które zwiedziliśmy wzdłuż i wszerz niczym japońscy turyści.
Podróży zagramanicznych było 3. Egipt, Słowacja i Londyn. W tym ostatnim piękne zabytki, obrazy mojego ukochanego Van Gogha i Moneta, ból nóg i ulubione mosty.
W grudniu wygrałam z trwającą od września depresją, upadkiem optymizmu i wiary we własne możliwości. I jestem z tego niesamowicie dumna!
W żadnych postanowieniach nie wytrwałam.
Zmieniłam wakacyjną pracę. I nadal ją mam :) Słaby ze mnie barman. Ale ambitny!

Właśnie leci High Hopes Pink Floydów. Od tej piosenki ich pokochałam. Znowu się wzruszam...

Częściej byłam szczęśliwa niż smutna. Przetańczyłam niejedną noc. Bawiłam się świetnie. Zakochałam się jak głupia. Głupich pomysłów chyba miałam mniej. Nabrałam samodzielności. Wygrałam sama ze sobą.
Tak, to był dla mnie najlepszy rok.

A jaki mam pomysł na 2014?
Więcej dla zdrowia, więcej czasu dla mnie, więcej dystansu i równowagi w całym tym szaleństwie. Motywacja i wytrwałość, upór w dążeniu do celu.

Bardzo dzisiaj za Tobą tęsknię. Może to dzięki mojej ulubionej audycji w radio i tym wspaniałym piosenkom, a może przez wczorajsze fajerwerki.
Cieszę się, że udało mi się po północy dodzwonić do własnej osobistej mamy. Przeważnie w Sylwestra spała, ale tym razem bawiła się ze znajomymi na Marcinkowie.
Teraz leci November Rain. Też płaczę. Ty i mama najlepiej wiecie dlaczego.
Dam radę z tym wszystkim, choćbym miała nauczyć się stawać na głowie.
Pamiętasz jaki ten teledysk jest piękny? Z pewnością pamiętasz.

Kocham Cię najmocniej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz