niedziela, 4 listopada 2012

Wróciliśmy wczoraj z Marcinkowa. Bardzo miły wyjazd, dużo śmiechu, dużo pogardy z moich zdolności kucharskich, lub dokładniej mówiąc - ich braku ;)
Wypoczęłam, naładowałam baterie pozytywnymi emocjami i dzisiaj nawet nie mam ochoty krzyczeć na myśl o tym, czego muszę się nauczyć.
W spokoju piszę prace na historie i zaraz zabieram się do nauki na sprawdzian. Mógłby ten stan utrzymywać się do świąt. Zaczynam do nich odliczać. Nie mogę się doczekać wyjazdu na wieś, maratonów z Bridget Jones, choinki i nicnierobienia. To takie miłe <3
Nie odczułam negatywnych uczuć związanych z Dniem Wszystkich Świętych. Wręcz przeciwnie, myślałam o samych miłych chwilach, które razem przeżyliśmy. Wspominałam nasze szatańskie pomysły, knucie za plecami mamy, Queen i Modern Talking, wszystko! Lubię do tego wracać.
Chyba tylko mama to przeżywała, ale robiliśmy wszystko żeby poprawić jej nastrój. I myślę, że nawet nam się to udało! :)
Tęsknie i kocham!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz